Welkam, Koniczynko ...dzięki za miłe słowa...parę sadzonek niestety padło...deszcze nieustannie padające załatwiły kilka ogórów, tykw i dyniek

, na szczęście jest zapas.
Betinko...już żeśmy uzgodniły, że szalonemu nikt nie zabroni

...a tym bardziej miastowemu szalonemu, co się z uprawą warzyw bierze na wsi, gdzie większość mówi, że ich stać żeby sobie kupić

...
a ja tam sobie wolę sama, tymi rencami, sprawić przyjemność smakową mojemu podniebieniu

.
A co do wajgeli...jak sobie ją kiedyś w końcu kupię i posadzę to nigdy, przenigdy nie zapomnę mówić do niej czule: KRZEWUSZKO
Ilonko...w zeszłym roku, kiedy nie było wiosny w lutym, tylko normalna zima jak Pan B przykazał, musiałam rozstawić na balkonie szklarenkę...było więc więcej miejsca ciuteczkę...a ten rok taki jakiś inny... a że zimy nie było to i szklarenki nie rozstawiłam, więc zamiast piętrowo trzymać sadzonki to w poziomie się rozciągnęłam

....potem żałowałam, bo wejść między te doniczki było nie sposób...
Różyczki moje słodziutkie mają już dużo pączusiów...tak się cieszę, to moje pierwsze różane pączusie

.
Dziś do Laguny i Jasminy dołączyła pienna NN-ka obsypana więcej niż dwiema setkami drobnych pączków w kolorze...hm...różowym znowu.
Co ta starość robi z człowiekiem....różowe róże sobie kolekcjonuje...
Elciu...mam nadzieję że już buźkę zamknęłaś

, bo Ci deszczyku naleci....bo u nas leje i leje.
Zieleninka balkonowa musi być i basta

. Ale tak to jest jak się od dziecka z zielono zakręconymi przebywa

.
Mam nadzieję, że mi to wszystko co posiałam obrodzi bo słoiki na przetwory już wyparzone ( przez zmywarkę na bieżąco oczywiście).
Kasiu katharos... dziękuję moja droga. Ale gdzie Ty tam porządek widzisz

. Ja go bezskutecznie szukam i nijak
znajść nie mogę...przed robieniem zdjęć troszkę uprzątnęłam, żeby fotki nie straszyły

.
Storczyki to moja pierwsza prawdziwa miłość kwiatowa

, jeszcze na rozwód się nie zanosi, ale ciężkie chwile już były...teraz znów się przeprosiliśmy i staramy się dalej żyć w zgodzie

.
_oleander_...no oczywiście że byłeś, i to nie jeden raz w tym wątku

, ale jednak zbyt rzadko jak na mój gust

.
Dawno już tak się nie wzruszyłam

, jak tą Twoją wczorajszą ( ups, przedwczorajszą) obietnicą. Będę Ci bardzo wdzięczna . Na dzień dzisiejszy bowiem czuję się jak szewc, który bez butów chodzi...

.
Jako oxalis ani jednego oxalisa nie posiadam

. Wpadnę zatem do Ciebie i pokukam co by tu jeszcze od Ciebie wychahmęcić ( chyba coś z tymi h, ch mi nie wyszło, ale nie mam zielonego pojęcia jak toto się pisze )
Aniu akl...odpukać w niemalowane...roślinki na balkonach jeszcze są zdrowe, choć wstrętna mszyca atakuje...boję się że po tych ostatnich deszczach chwycą coś paskudnego, dlatego zapobiegawczo pryskam magiczną miksturą z octu i kredy...na razie działa
