Wczoraj z rana pojechałam po obornik granulowany,dolomit i ziemię.
Dzisiaj przed południem przyjechał kurier z
Pirouettami ,dodatkowo doszła róża o nazwie
Chopichon.Miałam już z rana przygotowane wiadro z wodą,wrzuciłam róże i spokojnie wróciłam do pracy. W tzw. międzyczasie rozbolała mnie głowa,skończyłam pracę i pomyślałam,że najlepszym lekarstwem na ból głowy będzie kopanie dołków pod róże. Nie myliłam się.
Róże posadzone,głowa nie boli. Cuda!
Pirouetty modelowe,piękne sadzonki. Dostały pod dupkę i granulowany obornik, i skórki od bananów
Novalis dalej mnie wkurzają, odbija coś tam dołem,ale w tym roku pewnie będą budowały sobie krzaczek i ani jednego kwiatka nie zobaczę.
Jude de Obscure się obudziła.
Nie stwierdziłam żadnych różanych pąków.
Ulka mam problem z szałwią,tą olbrzymką,pięknie się ukorzeniła,podjęła wzrost,nakryta była butelką. Zdjęłam butelkę ze dwa dni temu,bo już się nie mieściła pod nią,a dzisiaj widzę takie plamy na liściach
stała w dosyć ciemnym miejscu,już ją przestawiłam na południowe okno. Zapewne to jakaś choroba grzybowa. Zapewne mam prysnąć czymś na grzyba,ale powiedz mi,czy mam te liście oberwać?
Dodam,że druga szałwia,stojąca na zachodnim oknie oraz niecierpek papuzi stojący na południowym maja się wyśmienicie.
No i niestety nie radzę sobie już z wilcami na parapecie. Codziennie je rozplątuję. Mam nadzieję,że prognozy pogody się sprawdzą i będzie te 20 ponad stopni,które zapowiadają na przyszły tydzień.
Wszystko co na parapetach wyląduje w ogrodzie.
W końcu będzie porządek!