Witam Was w the day after!
Muszę zacząć od podziękowania Wam za tyle dobroci, współczucia i empatii, okazanych Wickowi i mnie przy okazji
.
Wicka odebrałam wieczorkiem w otumanionym widzie. Cały wieczór chodził po domu zataczając się. Do rany ma przyszyty wałeczek z gazy. Przy okazji usunięto mu dwa kiwające się zęby i zdjęto kamień z pozostałych. Ale dopiero przy zaleceniach na następny dzień pan doktor wprawił mnie w nie lada konsternację. Otóż miałam kota karmić i poić łyżeczką lub strzykawką, żeby sobie brody nie upaprał i nie pomoczył;:oj. Widział to kto? Podjęłam rano heroiczną próbę, ale na widok strzykawki z wodą Wicek prawie na suficie wylądował. Łyżeczka z jedzeniem wywołała równie paniczną reakcję, mimo że Wicek po dwudniowym poście był rzetelnie głodny. Sprawdziło się natomiast wykładanie po jednym kotleciku na płaski talerzyk.
Przed południem z charytatywną wizytą wpadła moja siostra, zagorzała wielbicielka kotów, z całą torbą prezentów dla pacjenta. Dokonałyśmy precyzyjnej lustracji ogrodu, ze szczególnym uwzględnieniem pozimowego stanu róż, a potem pomogła mi zrobić Wickowi zalecony zastrzyk i posmarować brodę maścią do pielęgnacji krowich wymion
.
Teraz tylko cała seria wizyt kontrolnych i powolnego zdejmowania szwów i modły do świętego Idziego od spraw beznadziejnych, żeby to już był koniec tej przygody.
Do ogólnej wiadomości: Wicek, jak na pacjenta, prezentuje się świetnie!
Odwożąc kota za zabieg roboty ogrodowe zostawiłam rozgrzebane, czas między zostawieniem go a odebraniem wystarczył na zrobienie zakupów i wypicie kawy, a potem zrobiło się ciemno. W nocy zaś lunął deszcz i dziś zastałam zmoknięte rękawice, szpadle, sekatory itd. Słowem pobojowisko.
Dziś jest chłodno, deszcz wisi w powietrzu i nie bardzo chce mi się coś w ogrodzie robić, a tu jeszcze sześć róż czeka na zmiłowanie pańskie

.
Agu, no widzisz, i nerwy, i nieszczególna pogoda, i ta wiosna, która czeka na ciepło, żeby ruszyć pełną parą. Dziś w ogrodzie niezbyt przyjemnie, a i deszcz może spaść...
Pozostają zajęcia intelektualne

i obserwacja kota.
Trzymam się, kochana, nie mam wyjścia

.
Muffinko

, dzięki, rady Twoje dobre są. Praca fizyczna pomogła, choć róże posadziłam tylko dwie... Dobrze, że ten
Wicuś takie łagodny i spokojny jest, nie robi niczego, czego obawiał się doktor: że wda się w bójki z pozostałymi kotami, że będzie intensywnie drapać ranę... Tymczasem on siedzi sobie grzecznie i tylko patrzy tymi wielkimi oczami. Dosłownie pluszak!
Ech,
Gajowa, jakoś ta zima minęła nam bez ożywionych kontaktów, nad czym boleję, jak również nad stopniem Twojego zapracowania. A tak liczyłam na wiosenne ożywienie...
Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie.
Zaczyna kwitnąć skrzydlinka naprzeciwlistna.
Barabello, raz posadzona cebulica za kilka lat opanuje cały ogród. Rozłazi się nie przymierzając, jak wszy po kożuchu

. Ale śliczna jest, niebieściutka, więc niech tam...
He, he,
Lisico, jedna nocka i
Wicek już zainteresowany wszystkimi kocimi sprawami!
Grażynko, widzę, że z sympatii do
Wicka udało Ci się nie przepracować, i dobrze

. Wicek dziękuje, czuje się już całkiem nieźle.
Dla Ciebie żurawka
Lime Marmalade, która świetnie wygląda po zimie.
Justi, powiem Ci, że każda metoda (i kija, i marchewki) jest dobra, żeby roślinę zmotywować do rośnięcia. Stosuj taką, która u Ciebie skutkuje.
A tak śmiesznie, na fioletowo, startują kłosowce.
Krótka pauza na obiadek
Wicka...