1. Rok wcześniej moje dorosłe dzieci przeszły dwu miesięczną "kurację" smarowania okolic zatok (zewnętrznie) i nosa (wewnętrznie).
O zapchanych zatokach nie wspominają - zapomniały, że był problem.
2. Katar - pomagałam sobie tak: sok trzymam w miseczce w lodówce (przez 3 dni jest ok). Zanurzałam palec w soku, pakowałam do nosa i smarowałam. Piszę o czasie przeszłym gdyż kataru od roku nie miałam

3. Oparzenia - jak wyżej
4. Odgnioty (od szpadla np). Kawałek liścia, obdarty ze spodniej błonki przykładam na odgniotek i owijam plastrem. Bolesne ciągnięcie i szczypanie ustępuje natychmiast a do rana nie ma śladu po odgniotku. Bez przebijania, mazania, zrywania - znika.
5. Ukąszenia owadów - można przykładać liść, można smarować sokiem. Próbowałam tak i tak - obydwa sposoby są ok.
Takie to moje "sprawy i zabawy". Nie piszę, że żyworodka jest panaceum na wszelkie dolegliwości. To było by za piękne. Dla mnie wystarczy to, co od niej dostaję. Tak więc dla Daigremontiana, dla Pinnata, dla Aloesu oraz Cebuli Indyjskiej - dla tych roślin zawsze znajdzie się miejsce na moim parapecie. Niech sobie śmiecą, niech wyglądają jak miotły .... mnie się podobają.