Jej, tutaj tylu gości, a ja ciągle byłam zajęta!
Zresztą nadal jestem, ale teraz już są to zajęcia przyjemnościowe: piekę karpatkę, po raz pierwszy w życiu. Na spodzie biszkoptowym, z wierzchem z ciasta parzonego, w środku będzie masa budyniowa.
Jeśli wyjdzie dobrze, to za tydzień zrobię ją na imprezę rodzinną z okazji urodzin męża i córki.
Kriss, prawda, jak to fajnie, że dnia przybywa? Kiedy w lipcu zaczyna go ubywać, to prawie nie zwraca to uwagi, bo jest cieplutko, sezon w pełni i do jesieni daleko. Ale teraz każda minuta światła więcej jest na wagę złota.

A szachownice same się pokażą, nie martw się. Przypomną się we właściwym czasie. Moje kwitną w tym samym miejscu niezawodnie już od co najmniej dziesięciu lat.
Grażynko, tak jest,

Też się nie mogę tej radości doczekać.

A kiedy będzie tych 50 dni? A zresztą policzę sobie. Powiedz tylko, co siejesz w tym roku.
Ja mam nieco własnych nasionek i trochę kupnych z poprzednich lat, ale zastanawiam się, gdzie ja to potem upchnę w tym nie za dużym ogródku.
Miłeczko, no coś Ty, naprawdę? Jakiś wyrywny ten hiacynt. Z drugiej strony, co się dziwić biedakowi, jak tu temperatury wiosenne, co będzie siedział w ziemi nadaremno?

Nas też już wszystko gna na dwór.
Agnieszko, ja też mam jeszcze ozdoby świąteczne, choinkę, wielką jemiołę, światełka w oknach... A na stole hiacynt. A co, muszą się jakoś pogodzić, bo też mamy przecież wiosnę tej zimy.

Ja też uwielbiam wszystkie te wiosenne śliczności, od pierwszych przebiśniegów aż po najpóźniejsze tulipany, bo po nich chyba jest już lato?

Jak się cieszę, że znowu jesteś na FO, naprawdę się niepokoiliśmy.
Misiaczku, masz rację, to inny gatunek. Moje mają wiele lat, kupiłam je jeszcze zanim pojawiła się u nas Biedronka, już nie pamiętam gdzie. Ale mogę polecić z czystym sumieniem, bo niezależnie od zim i mrozów w kolejnych latach kwitły zawsze niezawodnie, nie chorowały. Mam im do zarzucenia tylko tyle, że nie ma między nimi ani jednej białej.
Moje karpaty się wypiętrzają w piekarniku, coś chyba wychodzi tak jak powinno.
