Liście.
Liście traktowane są ( na moim ROD ) jako zło, są palone, dym wali ze wszystkich działek, że świata nie widać

W ubiegłym roku, nie chcąc już dokładać tego dymu, trochę z lenistwa (bo trzeba czekać aż się wyżarzy) - wepchnęłam górę liści w kąt i przykryłam warstewką ziemi, żeby wiatr nie rozwiał. Ot, pacnęłam ze trzy szpadle, tak od niechcenia. Było to w 2011. W tym roku wiosną miałam w tym miejscu piękną ziemię liściową - wszystko się rozłożyło, spróchniało i ..... no, i tak

Palę tylko to, co zostało porażone ( listki róż z plamistością czy rakiem, liście gruszki od sąsiada, która ma ewidentnie jakąś chorobę grzybową, no i suche gałęzie bo rozdrabniarki o nas nie uświadczysz ).
Ktoś powie może - "tak długo trzeba czekać a liście są co roku". Mnie akurat moje mini ogrodowanie uczy cierpliwości i pokory

