Miejsce na ziemi - Ave/2008r. cz.1/
- Ave
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 8216
- Od: 9 kwie 2008, o 12:11
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Łódź/łódzkie
Moje Kochane Dziewczyny - jak dzisiaj wlazłam na neta - bo jestem juz w pracy - hurrrra (tylko wariat może się cieszyć z powrotu do pracy, ale ja na działce nie mam neta , stąd ta dzika radość
- to po prostu ślipia mi się spociły - tak mnie zaskoczyłyście, tym zainteresowaniem i życzliwością, naprawdę jesteście Niesamowite i Kochane. Idę znowu po chusteczkę...
Musze przyznać, że to były trudne chwile, takiej nawałnicy już dawno nie widziałam. Zalało nas dokumentnie, na szczęscie woda do domu nie weszła, ale od sasiada, który ma posesję położoną wyżej niż my - płynęła do nas rzeka. Choc strachliwa nie jestem, to zaczełam panikować, jak waliło raz po raz i to tak, że szyby brzęczały. Ale to nie wszystko...
W tym dniu mój Połówek obchodził urodziny , i o tym zdarzeniu Wam opowiem, bo należy się temu opowieść, jak nic. Ale musze dojechać do domu, czyli wklepię te opowieść wieczorkiem.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję, za te wpisy i za pamięć i życzliwe, serdeczne zainteresowanie.
Mam nadzieję, że Forumowicze w innych regionach nie ponieśli zbyt wielkich strat.

Musze przyznać, że to były trudne chwile, takiej nawałnicy już dawno nie widziałam. Zalało nas dokumentnie, na szczęscie woda do domu nie weszła, ale od sasiada, który ma posesję położoną wyżej niż my - płynęła do nas rzeka. Choc strachliwa nie jestem, to zaczełam panikować, jak waliło raz po raz i to tak, że szyby brzęczały. Ale to nie wszystko...
W tym dniu mój Połówek obchodził urodziny , i o tym zdarzeniu Wam opowiem, bo należy się temu opowieść, jak nic. Ale musze dojechać do domu, czyli wklepię te opowieść wieczorkiem.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję, za te wpisy i za pamięć i życzliwe, serdeczne zainteresowanie.
Mam nadzieję, że Forumowicze w innych regionach nie ponieśli zbyt wielkich strat.
- Ave
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 8216
- Od: 9 kwie 2008, o 12:11
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Łódź/łódzkie
Jak już wcześniej wspomniałam mój Połówej miał 15 sierpnia urodzinki. Oprócz „atrakcji” związanych z pogodą – wichura, potop, piorubnobicie – mieliśmy jeszcze inne przeżycia…
Goście przybyli zgodnie z zaproszeniem. W planie był wieczorny grill, „śpiewy i swawole”. Po dusznym południu zaczęło się chmurzyć. Przygotowywaliśmy grill, ale patrząc w niebo powiedziałam, że albo imprezę trzeba będzie przyspieszyć, albo przyjdzie nam grillować w deszczu. Co ty gadasz – mówili – przejdzie bokiem, jak zwykle – bo w tej naszej miejscowości jest tak, że wszędzie wokoło pada, a u nas tylko pokropi, jak ksiądz kropidłem.
Niech wam będzie, ale dla pewności przesuńcie ten grill bliżej domu, powiedziałam. Kiedy położyłam mięsiwa i rybki na grillu, a wokół rozniósł się zapach grillowanej cukinii, papryki macerowanej w sosie cebulowo-czosnkowym – niebo jeszcze bardziej pociemniało. Ani chybi będzie lało, pomyślałam, i nic nie mówiąc podjechałam z grillem jeszcze bliżej domu. Goście w domu zaczęli zajmować miejsca przy stole, ktoś wzniósł toast i nagle… jak nie lunie.
W pierwszej chwili pomyślałam, popada i zaraz przestanie. Ale, żeby jedzonko na grillu się nie pomoczyło, wtachaliśmy grill na niewielki ganek przy drzwiach wejściowych do domu, nad którym jest założony malutki daszek – taki, żeby nie leciało na głowę, przy otwieraniu drzwi. Niestety czarne chmury nad głową sugerowały, że na małym deszczyku się nie skończy, tym bardziej, że całkiem blisko zaczęło łupać to wysokonapięciowe cholerstwo w postaci piorunów. Co by tu zrobić ? w końcu to jakiś piorunek usmaży kucharza, zanim ten coś ugrilluje.... wymyśliłam, że otworzę drzwi do domu i przysunę grill do wejścia i tak będę wszystkiego doglądać. Było nawet nieźle – do czasu, aż ktoś zawołał – matko, tu nic nie widać ! Odwróciłam się i … skamieniałam. Dom był wypełniony dymem, bo wiatr wpychał cały dym do środka. Zatrzasnęłam drzwi i zaczęło się wietrzenie, o tyle utrudnione, że jeden otwierał okno, deszcz, który w tym samym czasie rozszalał się na całego, zalewał chałupę, więc ktoś następny zatrzaskiwał okno. Za chwilę ktoś je otwierał, a jak piorun rąbnął – ze dwie albo trzy osoby leciały powrotem zamykać. Ja cichutko, od czasu do czasu otwierałam drzwi, przewracałam mięsko (wpuszczając nowa porcje dymu do domu) i zamykałam drzwi. W środku był „siwy dym i czarne chmury”, ludziska prawie się nie widzieli. Już nikt nie siedział przy stole. Część otwierała okna, a druga część je zamykała. Nagle deszcz i wiatr się wzmógł i mały daszek już nie chronił mojego grilla przed niczym. Żeby wiatrzysko nie porwało owocu mojej ciężkiej pracy i nie wywaliło w rododendrony i różaneczniki wtargałam grill do środka i zamknęłam drzwi. Przez krótką chwilę myślałam, że to był dobry pomysł, ale już po sekundzie wiedziałam, że to była pomyłka. Dym walnął taki, że nic już nie było widać.

Gościom przyszło zmierzyć się z dychawicą, ślepotą dymną i… moją głupotą. Uwędzę ich jak te skrzydełka na grillu, pomyślałam. Zawołałam o jakieś naczynia, żeby szybko poprzekładać jedzenie i wywalić grill na zewnątrz. W tym czasie inni złapali już jakieś ścierki i latali po domu machając nimi jak ptaki skrzydłami, żeby trochę przepędzić dym.
[
Jakby było za mało atrakcji gdzieś blisko tak łupnęło, że… zgasło światło. W korytarzu , jak przez mgłę, widać było tylko żarzące się węgielki brykietu w kłębach dymu. Słyszałam wołanie o świece, ale nie mogłam się ruszyć, pies szczekał, ludzie obijali się w ciemnościach, a wujek… śpiewał „sto lat”. Byłam bliska obłędu. Ktoś zaświecił mi latarkę i mogłam dokończyć zrzucanie żarcia na talerz. Jeszcze tylko wywalić ten grill na zewnątrz – pomyślałam ostatkiem świadomości. Otworzyłam drzwi, wysunęłam grill i … wyciągnęłam go wprost w płynącą przy domu rzekę wody, do wysokości łydek. To, że pioruny waliły jak wściekłe, a wiatr wiał tak, że się ledwie stało, dotarło do mnie jak już byłam powrotem w domu, po którym ciągle ktoś latał i rozgarniał dym. Usiadłam w kuchni i poryczałam się. Nie tak miało wyglądać to przyjęcie urodzinowe. O dziwo, inni przyjęli te „atrakcje” wyjątkowo humorystycznie. Mówili, że będą je pamiętać do końca świata. Po paru kieliszkach nalewki i ja zaczęłam widzieć w tej historii nie tylko sceny jak z horroru. Dlatego musiałam Wam o tym opowiedzieć, no bo czy ktoś z Was grillował kiedyś w domu, gdy na dworze szalała burza ? Takiego scenariusza przyjęcia urodzinowego to żaden Noblista by nie wymyślił .
Goście przybyli zgodnie z zaproszeniem. W planie był wieczorny grill, „śpiewy i swawole”. Po dusznym południu zaczęło się chmurzyć. Przygotowywaliśmy grill, ale patrząc w niebo powiedziałam, że albo imprezę trzeba będzie przyspieszyć, albo przyjdzie nam grillować w deszczu. Co ty gadasz – mówili – przejdzie bokiem, jak zwykle – bo w tej naszej miejscowości jest tak, że wszędzie wokoło pada, a u nas tylko pokropi, jak ksiądz kropidłem.
Niech wam będzie, ale dla pewności przesuńcie ten grill bliżej domu, powiedziałam. Kiedy położyłam mięsiwa i rybki na grillu, a wokół rozniósł się zapach grillowanej cukinii, papryki macerowanej w sosie cebulowo-czosnkowym – niebo jeszcze bardziej pociemniało. Ani chybi będzie lało, pomyślałam, i nic nie mówiąc podjechałam z grillem jeszcze bliżej domu. Goście w domu zaczęli zajmować miejsca przy stole, ktoś wzniósł toast i nagle… jak nie lunie.
W pierwszej chwili pomyślałam, popada i zaraz przestanie. Ale, żeby jedzonko na grillu się nie pomoczyło, wtachaliśmy grill na niewielki ganek przy drzwiach wejściowych do domu, nad którym jest założony malutki daszek – taki, żeby nie leciało na głowę, przy otwieraniu drzwi. Niestety czarne chmury nad głową sugerowały, że na małym deszczyku się nie skończy, tym bardziej, że całkiem blisko zaczęło łupać to wysokonapięciowe cholerstwo w postaci piorunów. Co by tu zrobić ? w końcu to jakiś piorunek usmaży kucharza, zanim ten coś ugrilluje.... wymyśliłam, że otworzę drzwi do domu i przysunę grill do wejścia i tak będę wszystkiego doglądać. Było nawet nieźle – do czasu, aż ktoś zawołał – matko, tu nic nie widać ! Odwróciłam się i … skamieniałam. Dom był wypełniony dymem, bo wiatr wpychał cały dym do środka. Zatrzasnęłam drzwi i zaczęło się wietrzenie, o tyle utrudnione, że jeden otwierał okno, deszcz, który w tym samym czasie rozszalał się na całego, zalewał chałupę, więc ktoś następny zatrzaskiwał okno. Za chwilę ktoś je otwierał, a jak piorun rąbnął – ze dwie albo trzy osoby leciały powrotem zamykać. Ja cichutko, od czasu do czasu otwierałam drzwi, przewracałam mięsko (wpuszczając nowa porcje dymu do domu) i zamykałam drzwi. W środku był „siwy dym i czarne chmury”, ludziska prawie się nie widzieli. Już nikt nie siedział przy stole. Część otwierała okna, a druga część je zamykała. Nagle deszcz i wiatr się wzmógł i mały daszek już nie chronił mojego grilla przed niczym. Żeby wiatrzysko nie porwało owocu mojej ciężkiej pracy i nie wywaliło w rododendrony i różaneczniki wtargałam grill do środka i zamknęłam drzwi. Przez krótką chwilę myślałam, że to był dobry pomysł, ale już po sekundzie wiedziałam, że to była pomyłka. Dym walnął taki, że nic już nie było widać.

Gościom przyszło zmierzyć się z dychawicą, ślepotą dymną i… moją głupotą. Uwędzę ich jak te skrzydełka na grillu, pomyślałam. Zawołałam o jakieś naczynia, żeby szybko poprzekładać jedzenie i wywalić grill na zewnątrz. W tym czasie inni złapali już jakieś ścierki i latali po domu machając nimi jak ptaki skrzydłami, żeby trochę przepędzić dym.
[

Jakby było za mało atrakcji gdzieś blisko tak łupnęło, że… zgasło światło. W korytarzu , jak przez mgłę, widać było tylko żarzące się węgielki brykietu w kłębach dymu. Słyszałam wołanie o świece, ale nie mogłam się ruszyć, pies szczekał, ludzie obijali się w ciemnościach, a wujek… śpiewał „sto lat”. Byłam bliska obłędu. Ktoś zaświecił mi latarkę i mogłam dokończyć zrzucanie żarcia na talerz. Jeszcze tylko wywalić ten grill na zewnątrz – pomyślałam ostatkiem świadomości. Otworzyłam drzwi, wysunęłam grill i … wyciągnęłam go wprost w płynącą przy domu rzekę wody, do wysokości łydek. To, że pioruny waliły jak wściekłe, a wiatr wiał tak, że się ledwie stało, dotarło do mnie jak już byłam powrotem w domu, po którym ciągle ktoś latał i rozgarniał dym. Usiadłam w kuchni i poryczałam się. Nie tak miało wyglądać to przyjęcie urodzinowe. O dziwo, inni przyjęli te „atrakcje” wyjątkowo humorystycznie. Mówili, że będą je pamiętać do końca świata. Po paru kieliszkach nalewki i ja zaczęłam widzieć w tej historii nie tylko sceny jak z horroru. Dlatego musiałam Wam o tym opowiedzieć, no bo czy ktoś z Was grillował kiedyś w domu, gdy na dworze szalała burza ? Takiego scenariusza przyjęcia urodzinowego to żaden Noblista by nie wymyślił .
- ewkapaw
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 3610
- Od: 10 sty 2008, o 09:18
- Opryskiwacze MAROLEX: 0 szt.
- Lokalizacja: Szczecin
EWUNIU ilustracje do opowiadania oddają cały horror tej historii . Burza , ulewa , brak światła i cały dom dymu - to wystarczy !!!
Całe szczęście , że mieliście środki "znieczulające " , które pozwoliły te chwile grozy przeżyć .
Cieszę się , że nic gorszego Ciebie nie spotkało . Jak oglądałam TV byłam przerażona ogromem zniszczeń i ludzkich tragedii.
Swoją historię będziesz opowiadać na pewno przez wiele lat i to ze śmiechem na ustach .
Całe szczęście , że mieliście środki "znieczulające " , które pozwoliły te chwile grozy przeżyć .
Cieszę się , że nic gorszego Ciebie nie spotkało . Jak oglądałam TV byłam przerażona ogromem zniszczeń i ludzkich tragedii.
Swoją historię będziesz opowiadać na pewno przez wiele lat i to ze śmiechem na ustach .
Pozdrawiam EWA
Spis linków
Spis linków
- Ave
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 8216
- Od: 9 kwie 2008, o 12:11
- Opryskiwacze MAROLEX: więcej niż 1 szt.
- Lokalizacja: Łódź/łódzkie
Właściwie, to powinnam być wdzięczna Losowi, że przygotował nam w domu takie "atrakcje", bo dzięki nim nie mieliśmy czasu na przeżywanie tego całego piekła, które działo się na dworze. A takiej wichury, potopu i walenia piorunów nie życzę nikomu.
I goście też tak chyba myśleli, bo wcale nie zamierzali opuszczać przyjęcia, pomimo pewnego "zagęszczenia atmosfery"
I goście też tak chyba myśleli, bo wcale nie zamierzali opuszczać przyjęcia, pomimo pewnego "zagęszczenia atmosfery"

- alana
- Przyjaciel Forum - gold
- Posty: 2439
- Od: 2 wrz 2007, o 22:10
- Opryskiwacze MAROLEX: 1 szt.
- Lokalizacja: Węgorzewo
Ewo, to sobie poświętowaliście...
ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Przynajmniej za jakiś czas będziecie mieli co wspominać i trochę się pośmiać
Wspaniałe rysunki


Wspaniałe rysunki

Pozdrawiam, Alicja
Działka w mazurskiej krainie
Działka w mazurskiej krainie