Całe szczęście, że pracowity dzień już się zakończył i mam trochę czasu dla siebie. Wieczorem "dorobiłam" jako fryzjerka.

Szkoda tylko, że usługa była gratis.

Praktycznie od zawsze strzygę eMa. Parę razy udało mi się go namówić na wizytę u fryzjera i finito. Też bym tak chciała, bez wychodzenia z domu...
A przedtem walczyłam z klęską urodzaju na wszelkiej maści fasolkę, pomidory, patisony, ogórki, etc, etc, etc... Obiecywałam sobie, że już nie będę produkowała tyle przetworów.
Grażynko, właśnie przez to zaganianie, zapomniałam o fotkach kaktusów. Na razie nie mam się czym chwalić, ale w myśl zasady "Nie od razu Kraków zbudowano", z czasem będzie lepiej.
Ewciu - nie zachowałam oznaczeń liliowców, teraz by się przydały. Staram się jedynie katalogować róże, hosty i kanny, a i tak mam sporo NN z pierwszych nasadzeń.
Ewuniu G. - "uszczykiwać" należy chyba już na etapie rozsady. Nie zrobiłam tego również w przypadku żeniszków i mam teraz mutanty.
Marysiu - nie lubisz papryki? W mojej rodzinie, to warzywo Nr 1. Papryki robię znacznie więcej niż ogórków.
Ta na zdjęciu, to oczywiście papryka ozdobna, niejadalna.
Bengali jak na razie uważam za jedną z piękniejszych, zobaczymy jak będzie dalej. Liliowce świadomie sadziłam bez zapisywania nazw i teraz żałuję, bo sama bym chciała wiedzieć, który jest który.
Moja tykwa w tym roku postanowiła nie narażać mojego życia i wiąże owoce bardzo nisko.
No i jest już jutro, a tyle mam do poczytania, bo na pisanie czasu już nie starczy.
