Wisienko, u nas jeszcze nieźle.
Bardzo źle jest u Azy i na wysokim Podhalu, bo wylew rzek i deszcze, spowodowały
skażenie źródeł wody.
Weż pod uwagę, że to są wsie - gnojowniki, szamba, sławojki, ubojnie, garbarnie, etc.
Na dodoatek Zakopane zrzuciało do Dunajca ścieki z oczyszczalni...
To nie wyparuje.
To wszystko przesiąknie do wód gruntowych, podziemnych...
U nas, po wielkich opadach, staram się nie kąpać.
Po nalaniu wanny brunatnej lub zielonkawej wody, mamy okropne alergie i pryszcze.
To są właśnie te reklamówkowe" źródlane, górskie potoki".
We Wrocławiu, kiedyś woda śmierdziała chlorem, potem przeszli na ozonowanie
ale podrażnień nigdy nie miałam, a psy nie czochrały się po kąpieli, jakby miały stado pcheł.
Tu więcej alergii wśród sąsiadów, niż w centrum zadymionego miasta!
Serio, Kochanie jest alergologiem.
A najgorsze w powodzi 1997r, były trupy spuchniętych zwierząt w oborach, chlewniach.
Zamknięte w wysokich boksach, przywiązane łańcuchami do koryt, byki z rozerwanymi nozdrzami, połamane kończyny chcących wyskoczyć.... utopione psy przy budach....balony prosiaków w piwnicach...króliki zamknięte w klatkach...
O Boże, nie ludzie, nie!
Zamęczone sadystycznie na śmierć zwierząta.
Na południu tylko jeden gospodarz wypuścił wszystkie zwierzaki, gdy szła woda.
Ludzie ratowali telewizory, pralki, meble.
A kwik, skowyt i rozpaczliwe muczenie, to, głównie to zostało mi w pamięci.
Tego nie ma na krajobrazowych zdjęciach powodzi w mieście.
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw/5,44548,1501462.html
Stąd mój strach przed wodą.