A zatem...jakiś miesiąc temu
Ewa-Zamia napisała do mnie, że ma trochę roślin na zbyciu, ale nie bardzo umie to opisać, więc prosi o telefon. No to zadzwoniłam i się okazało, że Ewa ma do oddania lwią część ogromnego ogrodu, który musi zostawić z powodu przeprowadzki. Strasznie się ucieszyłam, jak ze wszystkich darów od Was, założyłam, ze akurat będę miała do obsadzenia planowaną grządkę przy żywopłocie, no i umówiłyśmy się na wczoraj...pojechałam w biegu, pracując do północy poprzedniego dnia...ani doniczek, ani toreb czy innych utensyliów ogrodowych nie wzięłam, zakładając, że owa lwia część zmieści mi się luzem w bagażniku, bo ileż miejsca mogą rośliny zająć?
W tamtą stronę ja prowadziłam, więc atmosfera w aucie gęstniała z każdą minutą, każdą nieumiejętnie ominiętą dziurą w asfalcie i każdym niemal trafionym przechodniem

(tak naprawdę to jechałam może trochę niepewnie, ale bezpiecznie, tylko eM był zdeterminowany wskazać mi ku nauce wszystkie błędy i wypaczenia....). Dyskusja osiągnęła kulminację akurat, gdy wjeżdżaliśmy do miejscowości, z której Ewa z mężem mieli nas popilotować dalej, więc minęliśmy ich na pełnym gazie i musieli nas ładnych paręset metrów gonić

Na szczęście dogonili jeszcze przed granicą niemiecką i grzecznie zawróciliśmy, zatrzymując się jeszcze po drodze przy sklepie z porcelaną bolesławiecką (sklep zasługiwałby na osobną relację, gdyż w życiu nie widziałam tak dużej ilości ceramiki w jednym pomieszczeniu

). Po szybkich zakupach pojechaliśmy dalej do leśniczówki skrytej w Borach Dolnośląskich, gdzie mieszka Ewa z rodziną. Leśniczówka położona w przepięknym miejscu, otoczona z trzech stron budzącym się do życia wiosennym lasem, a z czwartej z widokiem na nieodległe pola, ale przede wszystkim na ogród....ogromny i zagospodarowany tak, że pracownicy wrocławskiego ogrodu botanicznego mogli by tu na szkolenia przyjeżdżać. Jak oglądam Wasze ogrody na FO, to czasem mam poczucie, że to niemożliwe...że to musi być Photoshop i kreatywność graficzna autora, bo nie ma możliwości, żeby tak prawdziwe ogrody wyglądały. A wczoraj Pat-niedowiarek przekonała się, że i owszem, takie ogrody naprawdę istnieją.
Nawet nie wiem za bardzo jak Wam to opisać, bo nadal jeszcze nie zamknęłam paszczy otwartej z zachwytu

Ogród zajmuje połowę ok. hektarowej działki zagospodarowanej w formie luźno, ale w sposób przemyślany, rozrzuconych rabat, obsadzonych wszystkimi roślinami świata, wkomponowanych między starodrzew owocowy, iglaki i wysokie krzewy. Bazą ogrodu są byliny, skomponowane w mistrzowski sposób....jednak ile, by człowiek nie naczytał się o ogrodach, to się nie nauczy tyle o dobieraniu gatunków co zobaczywszy to na żywo. U Ewy rosną razem rośliny, które teoretycznie wymagają różnych warunków ziemnych i słonecznych i rosną świetnie: Funkie dogadują się z niskimi floksami, a żurawki (gigantyczne!) z dzwonkami...ten jeden dzień wywrócił do góry nogami całą moją koncepcję ogrodową

Przede wszystkim, jak zobaczyłam jak pięknie można w ogród wpisać iglaki, to moje mocne postanowienie, że nie chcę ich w ogrodzie sklęsło i pękło jak balonik

U Ewy najprzeróżniejsze odmiany, i te pospolite i kolekcjonerskie, wyglądają jakby rosły tam od początku i były naturalnym elementem krajobrazu, a o tej porze roku wręcz idealnie pasują do wszystkich kwitnących cebulowych...u Ewy zresztą kwitnie tyle, jakby co najmniej czerwiec był: być może to kwestia leśnego mikroklimatu, ale bardziej dobra ręka do roślin. Ewa pokazała mi też rośliny, które u niej słabo rosną - u mnie wyglądają tak te najdorodniejsze
Samo oglądanie ogrodu zajęło nam dobrą godzinę...Ewa zadbała o wszystko, zapewniając rozrywkę Flo w postaci swojej siostrzenicy , opiekę do Sary w postaci swojej siostry i przesympatycznego męża własnego do towarzystwa mojemu, więc mogłyśmy ugrząźć w krzakach na dobre...Cała moja rodzina była absolutnie zachwycona pobytem, wiec zasiedzieliśmy się wprost nieprzyzwoicie do późnego wieczora, a dziewczynki postawiły dość stanowcze weto, gdy jednak trzeba było już jechać

Po pysznym obiedzie i kawie ruszyliśmy z powrotem na ogród dokonać rabunku...Ewa powiedziała, że mam brać co chcę...ale ja już nie wiedziałam, co chcę...to jakby wpuścić dziecko do fabryki czekolady i powiedzieć że może zjeść ile da radę

Zatem Ewa z mężem przejęli ster w swoje ręce i po prostu zaczęli kopać, a ja podążałam za nimi z reklamówkami i skrzynkami, gdyż jasnym okazało się, że luzem to się za Chiny do auta nie zmieści...po godzinie kopania na trawniku leżało kilkadziesiąt reklamówek szczelnie wypełnionych dobrem ogrodowym i zaczęło się pakowanie do bagażnika:
Zdjęć z dalszych etapów nie robiliśmy, bo trzeba było się skoncentrować na upchnięciu tego w aucie...wyjechaliśmy z bagażnikiem zapchanym pod sufit i licznymi reklamówkami pod nogami i na kolanach...o mały włos byśmy musieli dzieci zostawić, żeby się zmieścić, a tył auta siadł tak, jak gdyśmy szafę poniemiecką wieźli

A w sumie wzięłam mniej więcej połowę z zaplanowanych roślin...nie potrafię nawet wymienić wszystkiego, co dostałam...po prostu otwórzcie sobie katalog krzewów i bylin i popatrzcie: mam je wszystkie
No i nie bardzo wiem co powiedzieć: czuję się przytłoczona wielkim sercem Ewy... Cały mój ogród składa się w zasadzie wyłącznie z darów od Was...nie wiem, czym sobie na to zasłużyłam, ze kupiwszy dom z ogrodem dostałam ogrodniczego św. Mikołaja w prezencie.. Ewie w żaden sposób nie będę się w stanie odwdzięczyć...nawet skarpetki jej wywiozłam, przemoczywszy swoje

Myślę, że jedyne co możemy zrobić, to jak w przyszłym roku Ewa będzie zakładać ogród w nowym miejscu zamieszkania, to przyjechać z łopatami i w dowód wdzięczności przekopać jej ugór i wybrać z lupą każde najmniejsze źdźbło perzu
A teraz patrzcie i podziwiajcie (mam pozwolenie na publikację

): zdjęcia niestety marne i niewiele, bo nie byłam w stanie skoncentrować się na fotografowaniu, chłonąc oczami ten rajski ogród...a dla wszystkich posiadaczy piaszczystych ogrodów informacja: to jest ogród zakładany na piachu, takim prawdziwym, sypiącym się przez palce:
