Justynko...właściwie mnie taki szalony odmieniec nie przeszkadza

, ani trochę...
tylko już nie będę go nazywać grudnikiem

a normalnie
z łacińska 
zygocactusem zostanie
Mewciu...delikwent zmienił ksywkę

, teraz otrzymał bardziej nobliwą nazwę
Alinko...po dzisiejszym spacerze po lesie jestem skłonna jeszcze głośniej bluzgać na tę Imprezowiczkę szwendającą się z daleka od Europy Środkowej...
człowieki z mojej rodzinki słonko zobaczyły, więc wełnianych skarpeteczek i barchanków na pupki nie założyły

. Wymarzły nóżki i jajeczka, oj wymarzły

. Moje 4 litery zresztą też...ale miałam wytłumaczenie...że to nie przez głupotę się za lekko ubrałam, tylko krioterapię sobie zafundowałam
Elcia...no tak, dzisiejsze słonko było piękne, ale jakież zdradliwe...czytaj powyżej

.
Obawiam się, że jak Lalunia w kooooońcu wróci na swoje miejsce, to może być jeszcze mocno pod wpływem,
a wtedy standardowo znane mi środki na zmniejszenie skutków spożycia, mogą być potrzebne w ilości hurtowej, czyli przekraczającej nasze możliwości zakupowe
Kasiu...no i to jest myśl...rozwiązanie tanie i ogólnodostępne, przynajmniej w moim domku.
Akurat dziś dolewaliśmy wody do garnca z kapustą ( taki specjalny) bo odparowała

....
a może to ta Lalunia ją cichaczem świstneła
Ewciu...pochwały miłe sercu...ale ...gdzie mi tam do Ciebie

z Twoimi rarytasami

.
Mam nadzieję, że nie utkniesz na tej 10 stronie

...i teraz nie wiem czy to przypadek, czy pokazana tam wędzona pierś i papryczki
Na koniec tulipanek...wiem, wiem...każdy kiedyś widział i to na pewno ładniejsze i ciekawsze okazy.
Ale ten mój w kieliszku wychowany, o samej wodzie

a nawet z boku
dinksa nowego wypuścił.
Skoro hiacynty z B mogą w wazonikach, to tulipanki nie mogą być gorsze...a że wazoniki zajęte, a wolnych kieliszków sporo...to się biedak załapał na idealnie swój rozmiar...z wyborowej
