Jak już wiecie, dziś razem z
Asią Daffodil byłyśmy u
Grażyny Kogry 
Przemiło spędziłyśmy popołudnie i to nie tylko z Grażyną, ale także jej mężem i żądną pieszczot jamniczką.
Byśmy nie miały wątpliwości, gdzie się znalazłyśmy, na drzwiach do słynnej już werandy powitał nas taki oto napis:
Nie każcie mi opisać ogrodu. Nie da się tego zrobić w kilku słowach... Myślę, że jest także na to wcześnie. Na pewno znajdziecie tu przemiłe towarzystwo, przeurokliwe zakamarki, cudowny cień świerków i kojącą zieleń, doprawioną kolorami.
Zobaczcie zresztą sami
Na początek urocze zakątki...
I ta piękna zieleń w każdym możliwym odcieniu z subtelnymi, białymi akcentami:
Jednak nie brakuje także mocniejszych kolorystycznie elementów...
Nie mogło oczywiście zabraknąć znaków rozpoznawczych Grażyny, tj. liliowca (ostatniego kwitnącego, ale nie tylko dlatego wyjątkowego)
A także charakterystycznych pomidorków o wdzięcznej, nadanej przez forumowiczów nazwie, którą tu elegancko zmilczę (kto zna wątki Kogry, ten wie

):
Czyż nie przyjmują one ekscytujących kształtów???
Zresztą inne także nie były gorsze...
Było przemiło, Grażynko i Asiu

Musimy to koniecznie powtórzyć, szczególnie w okresie kwitnienia liliowców!