Jestem załamana.... na prawdę... We wtorek nocowaliśmy na działce razem z moimi rodzicami. Dzięki temu mogłam coś więcej popracować. Wpadłam w truskawki i prawie wszystko oczyściłam po zimie. Nie mam niestety zdjęcia całej grządki, bo czas mnie goni niesamowicie i zawsze przed wyjazdem M tupie nogami, a ja biegam od rabaty do rabaty, żeby chociaż kilka cyknąć.
Nie odgarniałam do końca słomy, bo to chyba najlepsze zabezpieczenie przed chwaściorami. I tak nie było tragicznie, ale potem nie miałam już siły na nic innego. Upał dawał się nam we znaki. M skopał drugą część pod dyniowate. Tam planuję posadzić cukinię, ogórki i dynie
Przykrył to agrowłókniną w nadziei, że chwasty nie będą rosły

. No a obok moje pomidory sadzone w sobotę. Marnie to widzę

, może ze dwa krzaczorki zostaną. Na razie bidniutkie takie sierotki są bardzo. Szkoda by było na prawdę, żeby zmarniały. No ale cóż... nie mam na to wpływu.
Załamałam się tak na prawdę posadzoną rzodkiewką i inwazją mrówek. Po rzodkiewce buszuje w najlepsze pchełka. Normalnie grządka chodzi po prostu. A mrówki oblazły wzdłuż domu mur i wchodzą do środka. M zasmradzał je octem, ale nic to nie dało. Nie wspomnę o osach, które znalazły sobie jakąś szczelinę w domu od strony tarasu i włażą tam. Nic to.... zobaczymy, bo M się lekko wkurzył i ma coś działać. Dzisiaj poczynił jakieś zakupy w tym celu i odgraża się na razie ostro, że przepędzi towarzystwo.
On sobie zaplanował, a ja pytam. Nie wiem co z tą pchełką począć. Pryskać już za późno... no cóż... pytanie zadałam w miejscu odpowiednim, może ludzie poratują
Poza tym jest nieźle.... róże już się ruszyły. Na mojej nowej rabacie poza jedną wszystkie mają nowe listki. Tulipanów już nie zdążyłam obfocić, ale w moich tajemniczych kępkach zakwitły narcyzy
Koniecznie muszę jutro przesadzić te bratki, bo ostały się tylko dwa i tak długo ślicznie kwitną. Myślę, że było ich więcej, tylko ja je

na jesieni brutalnie out
To samo muszę zrobić ze stokrotkami - pozbierać z trawnika i posadzić w jednym miejscu na rabacie
A to chyba niezapominajki: też rozsiane gdzie bądź... muszę zebrać od kupy i będzie pięknie
Bluszczyk:
Rodoś... chyba odżył trochę i nawet siedząc na ławce zauważyłam, że trochę odbił w górę:
Wszystko rośnie szybciutko, trochę

i aż miło popatrzeć, ostróżka też ruszyła. W przeciągu jednej nocy widać było różnicę, aż cieszy:
Na środku bez. To chyba dziki, drobny, ale i tak fajnie. Gorzej dla M, bo ma uczulenie i kicha już na potęgę
Jak krzaczki nie zmarzną, to trochę weków porobię. A dżemik też będzie do naleśników na Łukiego
Bardzo lubię patrzeć na owocujące drzewa, wyglądają ślicznie:
A to są smoluchy od teściowej. Ładnie kwitną, więc nie mogę się doczekać już swoich.
Jutro postaram się zrobić więcej fotek. Muszę jeszcze posadzić lawendę, którą dostałam od rodziców, a została w donicach:
W zeszłym roku na jesieni posadziłam dwie i chyba mi zmarzły. Na razie je zostawiłam, ale wydaje mi się, że nic nie odbijają. Te posadzę w innym miejscu, jak tylko je znajdę

Jakoś koncepcji brakuje chwilowo
No i na balkonie też się dzieje:
W przeciwieństwie do rzodkiewki w gruncie balkonowa czuje się świetnie na razie (odpukać

)
Aksamitki jutro pójdą do pikowania między pomidory i rzodkiewkę. Jak zostanie parę wsadzę w róże, chociaż tam już czosnek sporawy ma szczypior.
Godecja sadzona cztery dni temu i zostawiona na balkonie już zaraz do pikowania:
Chwaliłam się fasolką, a to kwiatuszki. Zdjęcie trochę nie wyraźne, bo Mati za bardzo się wiercił, ale z moim wzrokiem wcale nie lepiej skoro widzę fasolkę tu, gdzie są kwiatki
No i moje cudo kuchenne. Nie mogę się doczekać, kiedy zakwitnie:
i żabcia:
