Dorotko, nie ominęło mnie - w sumie to przymiarki były już od dawna, tylko zawsze było coś na przeszkodzie. Nawet nie wiesz jaka to dla mnie ulga że najtrudniejszy etap zakończony. A wiosną to już inna sprawa- dalsze kopanie, równanie, sianie trawy, przesadzanie i tak bez końca
Martuś, to nie przypływ sił, to akt desperacji. No bo nie wiadomo jaka pogoda przed nami, więc może to były ostatnie dni na prace ciężkie. A w nowym roku to też nie wiadomo co będzie (odpukać), innego wyjścia nie było, tylko wziąć się do roboty. Z plewieniem to już tylko koszmary mogą mi się śnić, duuużo tego.
Gorzatko, i to dosłownie, bo zdarzyło mi się nawet przewrócić z taczkami

Zdjęcia to pewnie wiosną, jak posieję trawę i się zazieleni, żeby jakieś tło było godziwe.
Siberio, albo aparat albo łopata, a dzień krótki, więc rozumiesz
Izuś, mnie się też Wasze świerki w zasadzie podobały

Problem u nas był taki że kilkuletnie brzózki (całe szczęście że zmieściły się wiekowo w przepisach) zacieniły całkowicie okna od zachodu i trzeba było świecić w domu w ciągu dnia. Przyznasz że to dość niewygodne. I widziałam je w wyobraźni za lat kilkanaście, jak wysadzają ogrodzenie. Byłam zła na te brzózki od samego początku uważając je za zły pomysł (nie mój

). Teraz od dwóch dni przechodzą sąsiedzi, przystają, patrzą i cieszą się, że coś nowego powstaje. Reakcje są bardzo miłe
Dzisiaj trochę sprzątania, równania, sadzenie cebulek. To ostatnie lubię

Z racji niedzieli rozleniwiłam się. Pogoda była taka piękna, dobrze się podpierało łopatę
Muszę jeszcze napomknąć że pojawił się u nas nowy kotek - dzika znajdka, chyba ją ktoś podrzucił. Wysiłkiem całej rodziny udało się ją nieco cywilizować i przychodzi jeść i spać do domu. Nawet ona zrobiła wczoraj inspekcję nowego ogródka i chyba jej się podobało

Sprawdzała każdy krzaczek.