Cały czas więcej przede mną niż za mną.
Muszę jeszcze koniecznie przesadzić 7 róż okrywowych, zlikwidować hałdę ziemi a to niezła górka.
Poprzesadzać kilkanaście krzewów i mnóstwo bylin, posadzić koło setki lilii i do tego wiaderko tulipanów i narcyzów.
Przesadzić kilka azalii , trzmielinę na pniu i ciemierniki.
I koniecznie, ale to koniecznie zrobić rabatę trawiastą.
A muszę się spieszyć bo za dwa tygodnie zakręcają wodę.
Co prawda mam nabraną już pełną beczkę, nazbieram jeszcze kilka wiaderek i kastrę budowlaną, ale musi mi też coś zostać na wiosnę.
Najlepiej przed zimą zakupić co najmniej 20 worków kory.
I na pewno połowę zapomniałam wymienić.
A dzisiaj naprawdę przyjemnie się pracowało, trochę chłodno ale słonecznie.
A przede wszystkim spokojnie.
Niewiele osób było, był taki spokój, taki ładny jesienny dzień.
Trochę mnie tylko straszył kasztan za płotem.
Do niedawna znienacka straszył mnie opadającymi kasztanami a dzisiaj szeleścił suchymi, przesuwanymi wiatrem liśćmi.
A do tego chyba jakiś ptaszek uwił sobie gniazdo na mojej altance ( a właściwie składziku narzędziowym ), gdzieś pomiędzy altanką a bluszczem i winobluszczem.
Już nawet staram się nie chodzić obok lewej strony altanki bo od razu budzę popłoch i szaleńczy łopot skrzydeł.
Oczywiście, jedyne co zauważyłam to że płoszę ptaszka, ale nie mam pojęcia co to za ptica.
Ptaszków ci u mnie teraz dostatek.
Drą się na lilaku pod murem, obsiadają drzewa i krzewy.
Ogniki już trochę objedzone, pora pomyśleć chyba o dokarmianiu ziarnem.
Podejrzewam że są też jakieś gniazda na starym bluszczu na siatce od ulicy.
Bo niby skąd aż tyle "rozdarciuchów" ?
Miałam kiedyś gniazdo na trzmielinie na pniu.
Zaglądałam wczoraj i po gnieździe ani śladu.
Nowych nie szukam by nie płoszyć fruwaczy.
I koniecznie muszę zapakować do autka karmę dla kotów.
Jeszcze pamiętam te biegające i wyżerające cebulki i korzenie dwóch róż nornice.
Koty, ptaki i jeże ( miałam go wiosną i może wróci ) to moi przyjaciele.