Cześć Kochani.
Słuchajcie, mam dziwną sytuację. Po obejrzeniu tego wątku postanowiłam kupić fiołki afrykańskie.
Mam w planie kupić sadzonki z wybranej już, porządnej hodowli ale na razie kupiłam kundelka w dużym, sieciowym sklepie z rzędu tych 'budujesz, remontujesz, urządzasz' (czyli od wszystkiego) aby sprawdzić czy są trudne w pielęgnacji i utrzymaniu.
Kupując go, kwiatek miał ziemię suchą jak skała, z lekkim nalotem pleśni u góry (stara sucha pleśń) więc postanowiłam go od razu przesadzić. Korzenie były w porządku, nie było widać żadnych grzybiczych infekcji, zgnitych korzeni itp. Przesadziłam go do suchej ziemi z dodatkiem torfu, doniczki o prawie tym samym rozmiarze (tak 3 mm większa), nalałam wodę do podstawka, ziemia od razu wsiąknęła wodę, ziemia z góry po 20 min nadal była sucha więc dolałam jeszcze trochę wody do podstawka, u góry zrobiła się lekko wilgotna.
Dzisiaj wstaję rano i widzę taki widok, doznałam ciężkiego szoku
Złapałam się za serce i nie wierzyłam własnym oczom! Te liście, największe które teraz wiszą i są zwiędnięte wczoraj sterczały jak reszta. Matko Boska co jest z tym fiołkiem? Czy on doznał jakiegoś szoku? CO mam teraz zrobić z tymi liściami? Obciąć? Wyrwać?
Proszę o pomoc.
