Nie do końca. Odrębne gatunki wypracowują sposoby uniknięcia krzyżowania się tylko z gatunkami, z którymi rosną w bliskim sąsiedztwie. Jeśli roślinki rosną od siebie oddalone o 500km to spokojnie mogą się ze sobą krzyżować, bo wykształcenie takiej bariery nie było dla nich konieczne. I przyjmując taką definicję dochodzimy do paranoi, gdzie blisko siebie rosnące rośliny uznajemy jako oddzielne gatunki, a do jednego gatunku wrzucamy populacje rosnące daleko od siebie, czasem nawet ponad 1000km, których różnice w budowie są zdecydowanie bardziej zarysowane niż taksonów wzajemnie nie krzyżujących się bo rosnących w sąsiedztwie!tomboj0 pisze:Jak już kiedyś pisałem gatunki nie istnieją jako jakieś obiektywne byty to tylko ludzkie etykietki. Prawdopodobnie istnieją gatunki zbiorowe (pojęcie wprowadzone przez Turessona) jako zbiór osobników zdolnych do krzyżowania się. Możemy również obserwować populacje wyodrębnione geograficznie.
Z definicją gatunku to nie jest tak prosto dlatego jeszcze do tej pory jej nie ma. Bardzo często jako wyróżnik danego gatunku uznaje się pewną cechę, która w przypadku innych populacji nie jest uznawana za żadną miarę odrębności. Są to takie cechy jak np. nasiona, budowa kwiatu czy lokalizacja. Chcesz mieć profesjonalną kolekcję gymanków - zbieraj roślinki z lokalizacjami. Dziś mało kogo obchodzi czy jest to G.stellatum czy G.quehlianum, ważne jest, że to gymno z Villa Carlos Paz w Cordobie.
Zazwyczaj się rodząsokolica pisze:Tomku, piszesz: "trafia się autor". A skąd oni się biorą?

Trzeba mieć własny rozum i samemu pewne rzeczy ocenić. Na początku można wybrać sobie w obrębie jakiegoś rodzaju konkretnego autora i stosować jego nomenklaturę.sokolica pisze:Tylko jak uznać, co jest słuszne, a co słuszniejsze?
Wbrew pozorom te rośliny mają bardzo wiele cech wspólnych i wrzucenie ich do jednego gatunku wcale nie jest pozbawione sensu. Wygląd pędu czy barwa kwiatu to żadne cechy, one na dzień dzisiejszy na pewno nie decydują o przynależności do jednego czy drugiego gatunku. Dlatego trudno pisać o kasycznej metodzie oznaczania roślin w przypadku kaktusów, bo tutaj za bardzo takie metody się nie sprawdzają.sokolica pisze:W przypadku Twoich Lobiwii, są to dwie zupełnie różne rośliny, a uznane za jedną. W innym przypadku jedna roślina może mieć dwie nazwy... Wychodzi na to, że nawet jeśli istnieje jakiś klasyczny sposób oznaczania roślin, niezmienny pomimo pomysłów kolejnych autorów, kolejnych nazw, to ktoś mojego pokroju, nie jest w stanie sam zidentyfikować, co ma.
Lokalizacji a dokładniej numerów polowych. Przypisanie roślinki do konkretnej wiochy w górach powoduje, że jej nazwa gatunkowa jest zupełnie drugorzędna. Dziś coraz więcej ludzi operuje pojęciem Lobivia z La Mejorada w prowincji Huancavelica w Peru (=WR396) zamiast L.wrightiana, L.backebergii 'wrightiana', L.hertrichiana v.wrightiana czy Echinopsis backebergii ssp. wrightiana.sokolica pisze:Przypuśćmy, że nabywam Gymno, wysiane jako x, 5 lat temu i nie będąc na bieżąco (bo po prawdzie to nawet nie wiem, gdzie bym miała takich info szukać), może się okazać, że obecnie to już jest Gymno y, a za kolejnych 5 lat będzie to Gymno xy, żeby po iluś tam następnych wrócić jednak do tego, że to Gymno x, bo ktoś odświeża nieużywane nazewnictwo. Strasznie to zawiłe. Z drugiej strony, jeśli jeśli zdecyduję się trzymać pierwotną nazwę cały czas, to fakt faktem, będę miała coś zupełnie innego, niż akurat w danym czasie jest uważane. Więc czego się trzymać?