Wingslessangel - dziękuję

w rozprzestrzenianiu robactwa pomagają markety, które nie radzą sobie z epidemią
Gosienka - może i posunęłam się do drastycznych środków tj. wycięcie pędów, ale nie miałam chyba już wyjścia. Walczyłam z tymi potworami (na jednym storczyku) ponad miesiąc. Próbowałam wszystkiego - poczynając od mechanicznego usuwania, po przemywanie drinkami, pryskanie roztworem octu, aż w końcu kupiłam provado. Kwiatuszek coraz bardziej marniał. Po zastosowaniu chemii wydawało się wszystko w porządku. Dopiero po przeprowadzce pojawiły się na kwiatach małe ciemne punkciki. Jako że wełnowce przeprowadziły się z zakamarków liści na ładniejszą część rośliny trzeba było posunąć się do drastycznych metod. Robali było dużo, dlatego bałam się, że mogą przenieść się np. na inny ładnie pachnący 'domek'. Oprysk kwiatów zniszczyłby je od razu, dlatego wolałam je mieć przynajmniej tydzień świeże w wazonie. Nie wiem czy dobrze zrobiłam... może wyjdzie to na dobre. Liczę na to, że szkodniki znikną, a storczyk odbuduje siły po zarazie.
Zraszając rano moje kwiatuchy zauważyłam coś przypadkiem u Cambri...

wyczekiwałam na to od dłuższego czasu

maleństwo schowało się w starym, uschniętym, zewnętrznym liściu. Właśnie ten liść zżółknął i zwiotczał ponad tydzień temu. Był bardzo miękki, dlatego usunęłam go (jakieś 3/4). Żeby maleństwu rosło się dobrze, rozdzieliłam resztę zmarniałego liścia na połowy tak, żeby sterczały obok maluszka, dając mu dojście do powietrza i do
