Miłe Panie, z boćkiem sprawa jest niejasna. Leciał, widziałem, ale sam już zaczynam wątpić co widziałem. Może to Pani Nadzieja rozjuszona temperaturą wstawiła mi pryzmat w okulary i kazała widzieć to co chcę zobaczyć? Może odległość i promienie słońca zakrzywiły przestrzeń i pokazały mi inne wielkie ptaszysko w krzywym zwierciadle? A może to faktycznie jakiś alienat, czy przerażony rewoltą egipską panikarz? Zachodze w głowę do dziś, ale nie spędza mi to snu z powiek.
Rozmowy z czosnkiem nie przyniosły spodziewanych rezultatów.Niestety albo mój autorytet nie jest zauważalny na grządkach, czemu się szczególnie nie dziwię, albo czosnek stwierdził że to on jest szefem i zlekceważył mnie. Raptem pięć, czy sześć sztuk tego uparciucha postanowiło pokazać się z dobrej strony, cała reszta chyba postanowi odwiedzić kompost. Chociaż tłumacząc to wszystko na moją korzyść, mogę stwierdzić że kilkadziesiąt czosnków przed spotkaniem ze mną, po prostu wymiękło

.
Natomiast jeśli chodzi o wiosenne zdjęcia, to poczekajmy na wiosnę, proszę. Jakieś kiełki nieśmiało wyłażące z ziemi, listki zimowitów, czy zagonek przebiśniegów wydają się być niewarte zajmować miejsce na karcie w aparacie. Chociaż nosi mnie trochę, żeby coś cyknąć, ponieważ jesienią kupiłem ciut, ciut cebulek i paragon zgubiłem. Więc co pamiętam, to wiem, ale wyłażą z ziemi różne wynalazki, na razie nie do identyfikacji.
Tak więc doświadczenia, które zdobywam uprawiając mój kawałek planety, wskazują na to, że do połowy marca ogrodnik mojego pokroju może oddać się błogiemu lenistwu. Co nie ukrywam bardzo mi odpowiada. Chociaż będąc zmuszony przez mojego szczeniaka z ADHD do postawienia ogrodzenia grządek, zrobiłem to. Poza tym sieję i pikuję w domu na potęgę wszelkie jadalne i ozdobne, ale to tylko taka namiastka pracy wiosennej. Poza tym jedyną formą aktywności fizycznej w ogrodzie jaką przejawiam, jest mruganie powiekami.
Pozdrawiam, Piotr.