To co powyżej - u nas się sprawdziło. Tylko nie mieliśmy możliwości dać czegokolwiek do wąchania czy słuchania. Jak się potem okazało - nie było to konieczne.
Pies miał dwa lata, kiedy pojawił się Krzysio. Kiedy byłam w szpitalu (kilka dni raptem), Sz.M. nauczył psa, że jeden pokój jest dla niego niedostępny i nie należy do niego wchodzić. Potem pies leżał łapami na "progu" czyli na pasie klepek ułożonych w poprzek, ale całe ciałko (33 kg) miał już w pokoju

Po kilku tygodniach przestaliśmy tego przestrzegać, ale pies jeszcze jakiś czas pamiętał o zakazie i z lekkim zakłopotaniem wchodził do pokoju dziecka, tylko na zawołanie i w mojej obecności, sam nie. Reszta mieszkania była wspólna. I właściwie to był jedyny zakaz, wszystko inne w naszym życiu pozostało bez zmian, pory karmienia psa, jego spacerów, miejsce odpoczynku, gadanie z psem i do psa, głaskanie itd.
Pierwsze spotkanie dziecka z psem (czy psa z dzieckiem) to ja z noworodkiem na rękach i Sz.M. z psem trzymanym za obrożę, ja siedziałam, pies podszedł i z ciekawością obwąchał wszystkie zakamarki ubranego malucha. Zostali sobie przedstawieni

A potem pies polizał łapkę dziecka i od tej pory mieliśmy większe stado

Pies opiekował się Krzyśkiem, pilnował go, pocieszał, dawał mu wyjadać jedzonko z miski, razem pełzali i ganiali za piłką. Nie pozwalał obcym zbyt nisko pochylać się nad wózkiem, warczał leciutko, ale nigdy nie okazał agresji w stosunku do dziecka. Nawet wsadzanie paluchów w oko, ciągnięcie za ogon, czy ujeżdżanie na grzbiecie akceptował, jako koszty wspólnego wychowania "szczenięcia" domowego.
Ale to był wyżeł, pies łagodny i posłuszny. Prawdopodobnie stosunek psa do nowego lokatora zależy od wielu czynników, od wieku psa (stażu jako "jedynaka"), rasy, płci, charakteru i temperamentu, jego posłuszeństwa (chęci reagowania na komendy). Równie ważne jest postępowanie nasze, ludzi, właścicieli psa. Pewnie to trochę tak, jak z dzieckiem - jedynakiem, które musi (!) przyjąć nowe rodzeństwo (zachowując wszelkie proporcje

). Pies to trochę takie małe dziecko, reakcje ma zbliżone do reakcji dwu-trzylatka, więc i nasze sposoby działania mogą być podobne, jak przy wychowywaniu małego dziecka.
"1. zaostrzyć trening posłuszeństwa" - ja to rozumiem, jako powtarzanie lekcji, a nie jako wrzaski na psa! Jeśli ja będę łagodna, pies nauczy się podobnych reakcji (jeśli jeszcze się nie nauczył...). Pies uczy się od nas w większym stopniu,, niż my od niego. Jeśli my denerwujemy się i szalejemy, to i pies nie będzie spokojny. Najlepiej jest przyjąć strategię podobną jak przy burzy, jeśli ja traktuję grzmoty, jako coś normalnego i nie wzbudza to we mnie dygotów, to pies też przyjmie to jako sytuację normalną. Tak udało się uspokoić nerwy Prota w czasie potężnej burzy z piorunami (na działce z każdej strony domu widać było błyskawice, grzmoty waliły w okoliczne drzewa i w wodę jeziora, a ja zamiast miotać się po domu w histerii, spokojnie czytałam książkę przy świeczce), teraz nawet petardy noworoczne nie są specjalnym problemem. Pies patrzył na mnie i sprawdza, czy jest się czym denerwować, czy nie. Pani jest spokojna, to i pies się uspokaja. Jeśli więc nowy członek rodziny nie spowoduje ogromnych zmian w zachowaniu właścicieli (chodzi mi o nerwy, a nie o rytm dnia), to pies też uzna sprawę za "normalną". Czyli nie powinno się krzyczeć na psa, wykonywać jakichś gwałtownych ruchów, bo np. pies chce powąchać pieluchę, karcić za byle co itd. Spokój i konsekwencja, i to właściwie tyle
