
Na Mazowszu za oknami wieje i zamiata białym puchem którego zrobiła się już spora pierzynka, przy temp. -5.
Przyznam się, że zupełnie początkująca ze mnie ogrodniczka, która w lipcu br. założyła swój pierwszy ogródek - ozdobny. Roślinki w nim młode i na pewno chciałyby w możliwie najlepszej formie przetrwać zimę. Na szczęście zdążyłam przed opadem śniegu okopcować (drobną korą okrywową) i opatulić wybrane, mniej mrozoodporne, młode roślinki białą agrowłókniną (P-50). Okryłam klona palmowego purpurowego, magnolię, buka kolumnowego czerwonego i azalię japońską.
Miałabym jednak kilka pytań co do sposobu okrywania:
1. Jako że, owinęłam szczelnie wymienione roślinki włókniną P-50 kilka razy, co najmniej z 4 razy, którą zamocowałam zszywaczami, to
czy takie ubranko nie jest jednak zbyt grube, czy kilka warstw włókniny przepuszcza powietrze i światło? Wiem że zbyt szczelne owijanie roślin może grozić ich zaparzeniem, a następnie chorobami, głównie grzybiczymi.
Czy mogę jednak bez obaw tak zostawić roślinki (bo warstwy tego rodzaju włókniny przepuszczą powietrze),
czy jednak zmniejszyć ilość warstw (ale czy wtedy nie zwiększa się ryzyko przemarznięcia przy większych mrozach),
czy też dobrym rozwiązaniem w tym przypadku byłoby zrobienie w ubranku roślinek małej perforacji - kilku drobnych otworków.
2. Czy przesadzony w sierpniu br z doniczki do gruntu żywotnik wschodni szczepiony na pniu (około 4-letnia) powinien zostać zabezpieczony przed zimą, jeśli tak to najlepiej w jaki sposób? Podobno jest szczególnie mało odporny na mroźne wiatry. Czy sam kaptur z agrowłókniny wystarczy?
3. Czy przesadzona w sierpniu br z doniczki do gruntu szczepiona na pniu trzmielina (emerald gaiety - 3-letnia) również powinna zostać zabezpieczona, np. kapturem z włókniny, czy spokojnie powinna dać sobie radę przez zimę bez ubranka?
Z góry dziękuję za pomoc w rozwianiu moich obaw i wątpliwości.