Witam znad walizek
Czy ja już mówiłam, że nie cierpię pakowania? Zawsze mi się wydaje, że nie wzięłam tego, co będzie potrzebne... i wzięłam to, co potrzebne nie będzie. Więc dopakowuję
Nie mam pojęcia, czy to wszystko wejdzie do bagażnika
Start w sobotę rano... całkiem rano, bo nocujemy w węgierskim miasteczku Szombathely - w którym, jak doczytałam, też jest parę rzeczy godnych obejrzenia. Arboretum na ten przykład
A generalnie historia tego miasta sięga I w. p.n.e. i jakieś zabytki też są...
Aniu... winogronka takie najzwyklejsze, lepiej żeby Domisia nawet ich nie widziała, bo nie są prowadzone zgodnie ze sztuką
Ale mają za zadanie stworzyć osłonę od strony sąsiada, owoc jest walorem... hmmm... drugorzędnym...
Iwona... maczek zabił? Ach, to opium
Jadziu... powiem jak 100krotka... ja już nie mam miejsca
Ale dzięki za propozycję
Iza... heliotrop większy jest, ale sklepowy, więc nie cieszy tak bardzo jak ten maluszek. Fakt - pachnie zdecydowanie bardziej
Nelu... jaki tam spokój i harmonia? Chaos widzę, chaos
Andrzeju... sąsiedzi swojego bronią jak niepodległości

choć nawet M ma apetyt na większy areał...
100krotko, Justyno, mieczyk trzyma pion dzięki bambusowi... i tylko na tym zdjęciu, bo ostatnie deszcze spowodowały spore odchylenie...
Kochani... to ja się już żegnam, może jutro jeszcze uda mi się do Was zajrzeć, ale tylko na moment.
Niech Wam wszystko rośnie, w dzień świeci słonko, w nocy podlewa deszczyk, ślimory niech sczezną

a grzyb idzie precz (no, chyba że prawdziwek)
Do zobaczenia w połowie sierpnia
