Witajcie,
[Izo], Sparks i Renszpaks - dziękuje za odwiedziny. Dziękuję za rady, pamięć i myślenie o moich troskach w środku lata!
Ostatnio nie piszę na Forum, bo jestem z dala od swojej działki. Od 2 tyg. jestem na wakacjach w innej, bardziej podmiejskiej części Torunia i często nie ma tam (rwie) internet.
Ciągle restartuje modem...Opiekuje sie domem znajomych. Mają piekny dziki ogród w stylu Oranii, ale nie wypada robić zjeć nie swojego ogrodu. Myslałam, że tu popracuje w ogrodzie, albo, że będe jeżdzić na rowerze do lasku lub na spacer (dom jest pod lasem). Ale ani razu nie byłam. Tylko jem i śpię. I czytam. Może to przez sjestę i upały...Albo nie wiem.Wziełam kijki do nodic walking, ale tylko raz poszłam i to nie do lasu, a do miasta...Do OBI

. Po słuchawkę do zraszaczki.
Powtrzymałam się aby nie podosiewać znajomym trawy i nie przerobić warzywnika...

Tylko wygrabiłam.
Izo - raz jeszcze dzięki za odwiedziny na blogu, gdzie wklejam fotki z wycieczek. No ten rok taki jest...Szczególnie lato. Ale Izuś Kochana, ja ani o Wiślance nie zapomnę ani tym bardziej o Tobie!
Dawno nie byłam na swojej działce, a niebawem będę jechać na dłużej znów do Gdańska...Pewnie wrócę na jesienną Wislankę...Śliwki, jabłka...Liście, ognisko...
Bardzo ją kocham, tę moja działkę. Lubie to swoje samotne tam sie wybieranie jesienią. Bicie serca.
Grabienie. Rękawiczki. Mgłę i wilgoć. Zapach suchych liści.Musnięte przymrozkiem winogrona. Zimne jabłka z drzewa.
Tak naprawdę, to nie zdawałam sobie sprawy, ale chyba jednak tę ogromną podwójną powódź, przeżyłam jako...traumę. Bo tak naprawdę to było zetknięcie ze śmiercią, z żywiołem. Z ostatecznością wbrew porom roku. Działka była dla mnie na początku kontaktem z harmonią świata, z porami roku, kolorami... Tak jak pisze Cejrowski w książce Gringo wśród dzikich plemion - na działce kalendarz się zienia. Z tego miejskiego liniowego, wprost, zapisanego terminami i mknącemu KU 2035 rokowi, na działce był Kołem. Cyklicznością. Spokojem. Tak jak pisał WC o Indianach - zasze mają czas, jak nie w tym to w przyszłym sezonie. Wszystko się zdąży, bo cyklicznie będzie znów w tym samym czasie kolejna szansa, kolejna wiosna, jesień, zima...I nagle wszystko sie pomieszało.
I teraz czekam na to, co znam...Na jesień. Bardzo bym chciała aby znów była ...indiańska. Cykliczna, i "na swoim miejscu" w kole kalendarza. Ale u Indian jest tak cyklicznie ponieważ mieszkają na równiku a tam nie ma pór roku, nie ma zmian temperatury - cała egzystencja jest bardzo podobna dzien po dniu. Dzień - noc. Słońce- deszcz. I ciepło.I pora deszczowa.
Wiem, że tej wiosny, ani tego lata już... nie dogonię. I chyba w duchu nie zamierzałam gonić, ani poprawiać.Nie poddałam sie co do Wislanki, ale co do tego koła pór roku, które my nazywamy numerem 2010...

Czekam na jesień, i mam nadzieję, że po poniedziałku odwiedzę Wiślankę i zrobię zdjęcia.
No i pasadzę chryzantemy, jak bedą już w sprzedaży...
Często o niej myślę i bardzo tesknię za zapachem, za wiatrem, za pracą...
Na Forum na początku jeszcze wchodziłam, ale pisać tylko zachwyty...Zostawiłam sobie czytanie waszych watków z przyjemnościa i niespodzianką na zimę....Postanowiłam póki co zająć się czymś innym, rower, kijki...zadbać o kondycje...Ale nie zpomniałam o Forum, o Was ani o moim ogródku!