Witam bardzo , bardzo serdecznie.
Bardzo mi miło, że mam tylu Znamienitych Gości, którzy się cieszą jak się odzywam na Forum. Nawet sobie nie wyobrażacie, jakie to miłe uczucie. Aż pod sercem robi się ciepełko a w brzuchu motylki latają. To tak jak bym była zakochana. Już dawno tych motylków nie czułam

To cudowne. Dlatego muszę częściej "wpadać" i napisać choć parę słów. To prawda, czasu wolnego mam bardzo mało, aby nie powiedzieć: prawie w ogóle. Starsi rodzice, psiorek, domek, ogródek... tyle na mojej głowie, że sama nie wiem od czego zacząć. Wieczorem padam na nos. A w nocy nie daje mi spać....piesek

. Tak, tak: piesek. Jak Ktoś miał na myśli mego Henrego, to jest....nieprzyzwoity
Na ogródku coś próbuję robić ale nic prawie (prawie robi dużą różnicę) nie widać. Miała powstać nowa rabata, ale mokra ziemia nie pozwala mi jej dokończyć. Pomidory jeszcze do końca nie posadzone, nasiona, jak wspominałam, nie posiane i czekają w domu na następny rok, jak Bozia pozwoli dożyć. Aż wstyd się przyznać... nawet żabki czekają na strychu aż się nad nimi zlituję i zniosę je do ogrodu. Datury rosną słabiutko, cytrynowiec i krzak pomidorowca mi padł. Nawet nie wiem dlaczego. Lilie są niskie i jeszcze do tego, takie piękne czerwone robaczki je niszczą. Tylko na ptakach mogę polegać na 100%. Cały czas je dokarmiam i podaję czystą wodę. Jest ich u mnie dość dużo. Właśnie dokupiłam worek 25 kg ziarna, bo coś muszą jeść. Nawet przylatuje do mnie dzięcioł czarny, ale nie potrafię go "złapać" na foto. Za stara jestem z bieganiem po schodach po aparat, a jak aparat jest na dole, to.... dzięcioła nie ma.
Psiorek jest nie mój. Ja jestem "rodziną zastępczą". Bąbel, tak go nazwałam, został zabrany przez Towarzystwo. Mama amstaf a tata podhalan??? Co z niego urośnie? Jeden Bóg wie. Jak panie z towarzystwa nad zwierzętami pojechały na apel telefoniczny, to zastały w jednej zagrodzie dwa podhalany, mamę Bąbla i 8 szczeniaczków. Wszystko wychudzone, że żebra można było policzyć. Bąbel miał na brzuchu dużżżego wrzoda ropnego. Właściciel zgodził się go oddać. Jeszcze tego samego dnia miał operację, oczyszczono brzuszek z ropy i .... przywieziono go do mnie. Tymczasowo. Ranki się ładnie zagoiły ale wypatrzyłam, że w brzuchu jest jakaś twarda gula. Pojechałam do weterynarza i okazało się na USG, że Babel miał w brzuchu dwa kanały z ropą. Na szczęście nie naciekały narządów, ale zagrożenie życia było. Druga operacja. Ciety brzuszek. Szwy. Po jednym dniu i bardzo aktywnym życiu Babla poleciały dwa szwy. Znowu trzeba było jechać do lekarza weterynarza. Ponowna narkoza i szycie. Rano znowu jeden szew poszedł w .... Znowu do lekarza. To nic, że w jedną stronę tylko 18 km.

Zszyli Bąblowi po indiańsku, czyli w znieczuleniu miejscowym. Darł się tak, jakby go obierali żywcem ze skóry. Musiałam wyjść i zatkać sobie uszy, bo myślałam że zemdleję. Bąbel zbój daje popalić, że ho,ho. I w dzień i w nocy. Znowu rozszedł się jeden szew ale tym razem lekarze stwierdzili, że już dają spokój i tak zostanie. Bąbel rośnie jak na drożdżach, wszystko go interesuje, a szczególnie...smakuje. Jak się bierze za jedzenie, to tak jakby nie jadł z parę dni. Lekarz powiedział, że jego mama miała sama mało jedzenia, mało pokarmu i Bąbel dlatego jest taki ciągle głody. Jak podje sobie to ma brzuchol większy niż jego długość. Jak sobie podje to idziemy na podwórko i tak się załatwia. Jak nie zdąży, to na dywan w pokoju. Jak widać, dla niego to obojętne. Moje psiorki go nie tolerują. Czarek w ogóle i warczy na Babla. Diuna na początku była bardzo zazdrosna. Teraz nawet czasami chciałaby się z nim bawić ale jak go tyrknie swoją dużą łapą to Babel piszczy, ucieka i ... po zabawie. Kotka od razu wali go łapką w łeb, jak tylko Babel do niej podejdzie. Ja zamiast spać z M, to śpię na dole (trudno to nazwać spaniem) raczej "czuwam" bo Bąbel chce się bawić, wchodzić na narożnik, ale nie może dostać się, gryzie mnie po palcach, gryzie koc, piszczy i próbuje szczekać

. W dzień ledwo jestem żywa. Czasami uciekam na górę i udaję że śpię, to Mamuśka i Henrym opiekują się Bablem. Tylko że Mamuśka już nie ma sił, a Henrego prawienie nie ma w domu.
Jak widać wesoło u nas jak w "śmiechu warte".
Na koniec parę fotek:
A tak wyglada mój warzywnik:
To na razie, pa
