Izuś, ciasto wyszło przepyszne.Cięzki, lekko wilgotne, z czekoladkowymi oczkami pachnącymi rumem.
Ale, nie uniknęłam błędów

.
Niby było już prawie, prawie chłodne, to dziersko ruszyłam z długaśnym nożem.
I zapadł się środek!
Zrobił tak - uffffff i bęc !
Potem Krzyś za plecami wydłubał dziurę widelcem.
No, to zrobiłam mu licówkę z marmolady różanej, a na to bitą śmietanę.
Galaretka do kawałeczków ozdobnych już się ścina i jeśli ten, który teraz buszuje w kuchni
( słyszę, wszystko słyszę za plecami!) nie wyje kolejnej dziury, to mam nadzieję zrobić zdjęcie finału.
Tak między nami, kobietami.
Miało być ciasto czekoladowe ale okazało się, że wyszło gorzkie kakao,
a jedna tabliczka czekolady od Tess, to trochę mało.
Więc do malaksera wrzucałam co popadło- kawę, kakao jasne, cukier waniliowy, jabłka duszone z imbirem i..czekoladki rumowe w gorzkiej czekoladzie, których czas świetności minął...hmmm.
No, darowane były i chyba jestem 4-tą obdarowaną nimi.
Raju, jaki ten melanż smaków uroczy !
Naprawdę, żałuje ogromnie, że nie mogę Wam kawałków ciacha, załączyć w pliku.
Kasiu, tak szczerze, to unosi się raczej aromat bimbrowni, pomieszanej z szarlotkowo-czekoladowym aromatem.
Ale patrząc na biel za oknem, taki zapach jest jak najbardziej na miejscu.
Rozgrzewa dietetycznie!
Marioluś, ależ zima już za oknem!
-10 będzie dziś spokojnie i mam nadzieję, że pompa w play-stikowym wytrzyma,
bo zapomniałam ją wyłączyć.
W chusteczce, co małe- już otulone, zapora wiatrowa uwieszona na płocie od sąsiada ( czyli ze strony nawietrznej) i teraz tylko zostaje siedzieć i patrzeć, kiedy wiosna przyjdzie.
Gołąbki- mniam, cud-miód, moja ulubiona potrawa. Niegdyś.
Mięsko z gara - to poezja !
Aż ślinotoku dostałam na samo wspomnienie.
