Ewuś, nie paliłam w lesie, to i nos miałam zatkany.
Nawet na Phallusy !

Zobaczyłam sromotę, cap-carap do wora i tylko Krzysiowi kazałam macać mosznę.
Bo taka żelowo-dziwaczna była.
Dlaczego nie czułam?
Przed chwilą poszłam podlać pelargonię - chusteczka capi z kompostownika zielonym smrodziakiem, że aż liście z czeremchy opadają!
Nie rozumiem, jak można było tego nie czuć w lesie?
Czyżbym coś nadusiła w domu?
Pewnie Grażynka umiałaby ten fenomen receptorowy , wyjaśnić

.
Izuś, The Fairy kwiatnie zawsze i wszędzie.
Dlatego polecam ją zawsze. :P
Gratuluję Chopina i nieco zdumionam, bo u mnie wyciągnął nogę już pierwszej zimy,
więc wnioskuję, że albo korzeń nie ten, albo sikawiec pagórów nie lubi.
Ewo z Efem, jak się ma ogródek na ulicy, to nie pozostaje nic innego, niż zielony mur.
Dziękuję za komplement, powtórzę go rano roślinkom :P .
Grażynko, koło Phallusa much nie było, a jedyne muchi- moory całkiem przyziemne
w czerwoniuchnych kapelutkach w białe plamki.
Patrz, a ja się już cieszyłam, że zaliczę się do grona koleżanek hodujących smardze w ogródku.

A tu, ogona śmierdzącego zaimplantowałam sobie !

Zimno, zimno, rosa w wielkich kroplach i ziąb przeszywający - chwilkę temu wróciłam z dołu.
Grażynko, Ty z innego świata, więc i storczyki na balkonie

.
Ja już majtami trzęsą nad olkami, zgromadzonymi pod wygrzaną ścianą,
bo inne kwitnące, podobnie jak pomidorki, już skończyły wegetację i suchymi ścierami straszą donice.

Czas na sprzątnie.
I sabat na Babiej, żeby przegonić miotłami jesień ! ;;230
Ewuś Krakowska, pierogi z biedy-ronki

.
Tylko 2 rodzaje tackowanych - kapucha z pieczarkami i mięskowate,
już ugotowane i nie klejące się.
Szybkie, bo jednoczynnościowe - na patelnię swobodnym lobbem, a zamiast masełka - sosy.
Jeden na śmietanie, gładki ( zmiksowany), a Krzysiowy - tylko smażony i duszony na rosole.
Aguś, deszcze już za pasem - przyjdą wraz z ochłodzeniem.
Z dwojga złego, wolałabym 30 C i bez deszczu, niż 10C w kaloszach.
A grzyby, odżałowałabym, bo mam już pół zamrażareczki w grzybowych porcjach.
Za późno odkryłam lepszy patent - trzeba je usmażyć na maśle z oliwą, dodać rosołek Knorra,
podlac woda, poddusić, odparować i..w foremki po lodach.
Gotowiec i na zupę, i do kapusty, i do golonki, i...do czego dusza zapragnie.
A zajmują o połowę mniej miejsca, niż surowe mrożonki. :P