
Mamy działkę, niezbyt wielką, ziemia pozaklasowa, taki zwykły piach po wyrębie lasu. I tutaj pojawia się problem, ponieważ na działce pierwsze skrzypce gra moja mama - osoba o... silnym własnym zdaniu, z bzikiem na punkcie ekologii i warzyw własnego chowu. Niby poglądy jak najbardziej pozytywne, ale bez przesady.
Podsypać, opryskać nie wolno NICZYM. Kiedyś kupiliśmy obornik, to po kilku latach wykopywaliśmy nieprzerobione grudy. Podobno to wina słabej ziemi. Wszystko nasadzone niemal na kupie, żeby tylko było więcej, dusi się ze sobą, drzewa prawdopodobnie już dawno wyrodzone, krzaki porzeczek od ponad 20 lat, ale niczego ruszyć nie wolno, bo przecież owocuje (jeden owocek rocznie), a poza tym to są jeszcze drzewka z jej domu rodzinnego, gdzie tak pięknie rodziły (owszem, ale tam ziemia była o ile mi wiadomo 2 klasy).
Marchewki z zagonka 2x10 kroków wychodzi taki wielki kocioł do kolan, małych kakaludków wielkości palca, a po wykrojeniu robaczywych zostanie może ze 4 miseczki jak od zupy.
Drzewek formować nie wolno, bo uschną. Ostatnio gałąź od papierówki przerosła przez płot sąsiadów, tak, ze nie było nawet możliwości jej podeprzeć, po czym złamała się pod ciężarem owoców (jedno z niewielu drzew, z których mamy jakiś pożytek) i rozdarła pień niemal na pół. Cudowaliśmy z ojcem, żeby to zaleczyć.
Rozrosła się leszczyna, która jak tylko pamiętam dawała raptem kilka orzeszków i wszystkie robaczywe. Znajomy ogrodnik poradził, żeby wyciąć większość pędów, wtedy pójdzie w jakość, a nie w ilość, to nie, nie pozwoliła.
Uschnięte gałęzie musimy ucinać po kryjomu, bo jeśli zobaczy zaraz ubzdura sobie, ze tu było ich więcej, poobcinaliśmy zdrowe, na złość jej i żeby było mniej roboty z przetworami. Wiecie, taka postawa męczennika i ogólnie... Podejrzewam, ze neurolog miałby tu coś do powiedzenia.
Przepraszam, ze tak się rozpisuję, chcę po prostu naświetlić, w czym rzecz, żebym nie wyszła na jakąś złośliwą małpę.
Planuję dyskretnie i w pozorach naturalnie usunąć te nieszczęsne porzeczki i gruszę, z której są rokrocznie 2-3 owoce, a tylko ziemię wyjaławia.
Znacie może jakieś sposoby, żeby drzewo uschło? Podsypać niczym nie da rady, bo obok już warzywka, nie mam żadnego pomysłu. Może świeże drzewka coś pomogą. Wiem, że tu raczej podpowiadacie, jak dbać o rośliny, ale jeśli ktoś ma sposób, to bardzo proszę o podsunięcie