?Rodzina zamożna nie była i perełek na pewno nie było?? To może być zmyłka. Nie zawsze to co jest perełką drogo kosztuje, może w ogóle nie kosztować, bo jest po prostu nie do dostania w sklepach (np. stare odmiany niedostępne w handlu albo wyjątkowo udane samosiejki-krzyżówki). Ja mam na działce parę takich "perełek" w postaci naturalnych roślin, których ani myślę usuwać (w tym roślinka prawnie chroniona). Mam sąsiadów przekonanych, że najpiękniejsze można kupić, ogród ma być dokładnie taki jak sobie zaplanowaliśmy i tylko tym się można chwalić. I instruowanych przez miejscowe firmy ogrodnicze jak walczyć z przyrodą a nie jak z nią współpracować. I właśnie dlatego moi kochani sąsiedzi są przekonani, iż wszystkie moje roślinki są kupione w sklepie jak Pan Bóg przykazał i zasadzone w sposób przemyślany przeze mnie

. Nie wyprowadzam ich z błędu. Nie śmiem nikomu dyktować jaki ma mieć ogród, ale rozwagę w walce z przyrodą jest do polecenia każdemu. Mody się zmieniają, własne upodobania również i za dwa-trzy lata możesz ciężko żałować, że wszystko zlano herbicydem bez sprawdzenia co się dokładnie truje. Ja nie mogę odżałować, że nie zachowałam nasion z babcinej działki bo mi się wydawało, że nigdy w życiu nie będę uprawiać warzyw i będą tylko ozdobne, a te co babcia ma z własnych nasion są nic nie warte. Dzisiaj sobie mogę powspominać babcine kwiatki i popukać się we własną główkę za głupotę.
Nie ma herbicydów obojętnych dla gleby i naszego zdrowia. Są tylko takie, które były jako ?nieszkodliwe? reklamowane, być może wskutek szerokiego przepływu pieniędzy z kieszeni producenta do kieszeni decydenta (a bywało, że decydent zupełnie oficjalnie był wcześniej pracownikiem producenta a po podjęciu decyzji znów stawał się pracownikiem). Osławiony glifosat już stracił miano "biodegradowalnego". Mam sąsiada który ma coś wspólnego albo z dystrybucją, albo sprzedażą herbicydów. W każdym razie wciskanie wszystkim sąsiadom swojego ulubionego produktu uważa za swoją misję dziejową. Chciał mi pokazać, jak to łatwiej jest struć wszystko i czekać. W czasie mojej nieobecności polał mi ziemię przed ogrodzeniem i kawałek za nim herbicydem totalnym. Drugi sąsiad, podpuszczony przez niego polał mi "przypadkiem" część ziemi czymś typu anty-dwuliścienne. Obecnie na obu częściach działki potraktowanych chemią rośliny wyraźnie gorzej sobie radzą z nicieniami glebowymi, w tym roku poraziły je grzyby (przy czym tam gdzie był herbicyd totalny to grzyby odglebowe, prawdopodobnie fuzarium, a tam gdzie trawnikowy panował niepodzielnie mączniak prawdziwy). Widać wyraźnie gołym okiem, gdzie chemia zalega w glebie. Nie trzeba robić żadnych testów. Tak na marginesie - złośliwym stworzeniem będąc zmusiłam sąsiada (lubię go, żeby nie było że jakaś awanturnica jestem) do obejrzenia sobie, jak na osławiony herbicyd totalny reaguje przymiotno kanadyjskie. Obejrzał DOKŁADNIE jak robi ?padnij-powstań? z okien swojego domu i musiał przyjąć do wiadomości, że obecność superchwastów w Polsce jest oczywistym faktem. Od tego czasu mam święty spokój z nawracaniem mnie na chemikalia. Coś mi jeszcze próbował dowodzić, że dzięki chemii nie ma pędraków na swoim trawniku, co się skończyło naszą rozmową na temat możliwości hodowli i korzyści z posiadania drobiu ozdobnego

. W moim przypadku pozostawanie w glebie chemii jest dłuższe niż może być gdzie indziej z powodu silnej degradacji gleby i ubogiej zawartości w niej tworów typu bakterie glebowe. Moja gleba w miejscach, gdzie jeszcze nie dotarłam z akcją rekultywacyjną nawet nie pachnie ziemią. Generalnie - jeśli prawdziwe są doniesienia - najpopularniejszy truciciel wyraźnie źle wpływa na bakterie a faworyzuje grzyby. Może to mieć bezpośredni wpływ na zdrowie później posadzonych roślin.