Na pipidówę wyprowadziłam się z miasta, gdzie mieszkałam w samiuteńkim centrum. Smród, hałas i marzenia o zielonym. No i mam zielono, cicho i pachnąco. Żeby nie było zbyt idealnie, to w gratisie są skorpiony, węże i żmije... w garażu, na "tarasie" za domem, no słowem niemal wszędzie. Ale idzie się przyzwyczaić. Muchy końskie na działce są większym problemem. Mieszkamy na zboczu góry, dość stromym. Pipidówa znajduje się w Apeninach, na wysokości 1100 metrów, zajmuje praktycznie wierzchołek góry. Latem gorąco, zimą zimno, latem sucho, zimą mokro. I cholerny wiatr. Działki znajdują się niżej, jedna coś około 700 metrów a druga 600. Szczerze mówiąc, to nie pamiętam i muszę ich wysokość sprawdzić. Różnica jest o tyle duża, że czasem z domu wyjeżdżam w kurtce, a na działce rozbieram się do krótkiego rękawka.
Dzisiaj opowiem o tegorocznej zimie.
Zaczęła się późno, ze 2 tygodnie temu. Od tygodnia "daje z grubej rury". Nie jest jakoś okropnie zimno, w dzień -6 w nocy -8. Ale takie mrozy trwają tu krótko, zazwyczaj w dzień jest powyżej zera a w nocy w okolicach zera.
W tym roku spadło bardzo dużo śniegu, a od jutra zapowiedzieli znaczne pogorszenie pogody i wielkie opady śniegu. Dzisiaj była u nas w "centrum pipidówy" telewizja, helikopter (nie dojrzałam napisu, nie wiem skąd), samochody obrony cywilnej. Ogłosili alarm. I słusznie, wiele domów położonych na peryferiach jest po prostu odciętych. Ludziom powoli zaczynają kończyć się zapasy, bo przecież narodowe cechy Włochów to "tumiwisi" i "eee tam, po co".
U nas wczoraj wieczorem zeszła lawina. Nie taka jak na filmach, gdzie w Himalajach snowbordzista ucieka po zboczu przed białą chmurą. Nasza była taka, że odczepiło się od podłoża kilka(naście) ton śniegu i z wielkim hukiem zjechało w dół. Nie jak biały pył, a jak podmarznięte bloczki. Zjechało toto obok domu i za domem. Szkody wielkie nie są, uszkodziło za domem siatkę zabezpieczającą. Martwi tylko to, że po następnych dużych opadach kolejna taka atrakcja murowana i może tę siatkę dokończyć. No i drogę nam zasypało kompletnie. Dałam dzisiaj radę po tym przejść (ale stracha miałam, bo niestabilne wszystko) i posnułam się po pipidówie. Jest pięknie.
Na pierwszy ogień wspominkowy obrazek - widok z okna. Na wprost, daleeeko daleeeko, za górami i prawie nie widać - Adriatyk. Przy dobrej pogodzie widać nawet statki.

A tu widok, jaki zastałam dzisiaj rano za domem
