Witam, mam na imię Mateusz. Zakładając wątek wypada jakoś zacząć, a więc- Moja przygoda ze storczykami rozpoczęła się od falenopsisa kupionego dla mamy (ale ja się nim opiekowałem i w ogóle, czyli mamy tak naprawdę był tylko z imienia) w markecie budowlanym za około 18 zł. Oczywiście chciałem mu dogodzić, ale że w uprawie storczyków byłem ciemny jak noc to oczywiście przelałem. Podlałem, ale cóż na drugi dzień miał już sucho więc znowu itd. Po około tygodniu ze storczyka zrobił się flak. Próbowałem go ratować, ale się nie udało.

Po około roku kupiłem jasnoróżowego z różowymi paskami (tak to można nazwać)- prawie wszystkie kwiatki opadły, pączki też. Babcia poradziła żeby go przestawić na okno północne (stał na szafce w pokoju z oknem południowym). No chyba pomogło, bo było już dobrze. Podlewałem raz w tygodniu i jakoś żył. W listopadzie pojawił się pędzik to się ucieszyłem i tak zaczęło się storczykomaniactwo (tak się zwykle u mnie dzieje, że jak coś się udaje to zaczynam chuchać, dmuchać czytać o tym itp. Zaczął kwitnąć w sylwestra i kwitł bodajże do końca lipca, jak nie dłużej.
To on ( moje kwitnienie, nie sklepowe).

Aktualnie puszcza pęd.
Reszta później, bo już nie mam siły pisać.