Kwiatami "intensywnie" zajmuję się od jakiegoś roku, wcześniej na parapetach coś tam stało ale rosło słabo (o ile w ogóle)... Główną tego przyczyną był tata który zawzięcie podlewał, ciął i przesadzał nie patrząc na potrzeby roślin. Tym sposobem kwiatki na okrągło stały w wodzie, przesadzane były nawet w środku zimy do byle jakiej ziemi oczywiście bez drenażu. Spowodowane to było raczej niewiedzą niż złymi chęciami... Od kiedy się za to wzięłam na parapetach zrobiło się zielono - teraz tata (i nie tylko) twierdzi że to jakaś "mania kwiatkowa"

Po fazie kupowania kwiatów na potegę i zbieraniu zaszczepek gdzie się tylko dało miejsce się skończyło i teraz głównie zajmuję się dbaniem żeby ładnie rosły - co nie zawsze się udaje... Oczywiście jak gdzieś zobaczę kwiatka którego chciałam mieć od dawna, nie jestem w stanie powstrzymać się przed zdobyciem go... Ale pewnie nie jeden z Was tak ma
A teraz przedstawię kilka kwiatków na początek

Pierwszy raz kwitnie, półtora roku temu było jakieś 5 liści z objawami zalania (sprawka taty), szybko odrosło i tej wiosny rozsadziłam na dwa kwiaty.

Ten z kolei bardzo źle zniósł zimę, musiałam obciąć wszystkie gałązki - na wiosnę po przesadzeniu odbił i teraz taki busz

Mam takie 4 cissusy(rombolistne?), ten jest największy, szybko rośnie - zaszczepki wzięte rok temu ze starego egzemplarza który został zasuszony
Jak widać kwiatki po sporych przejściach, ale przeżyły...