po dluzszej nieobecnosci spowodowanej przeprowadzka do wlasnego domu (tak, tak! tylko naszego! po 5 latach z 10 osobami w domu - wielka ulga!) i sezonem jesienno - zimowego 'nic mi sie nie chce, wole serial' postanowilam ruszyc sie troche z miejsca.
jako, ze od frontu domu mamy trawke jak z obrazka, a z tylu z magazynu 'cos mi zgnilo' chcialam prosic was o porade.
od frontu mamy codziennie slonce, nie ma zadnego ogrodzenia, zadnych krzaczkow, wiec jeśli nawet bardzo pada (wszak to irlandia) to za moment wiatr przewieje, slonko przygrzeje i jest znosnie sucho.
z tylu domu - koszmar!
mamy ogrodek ok. 10m x 10 m. od jeden str ogrodzony jest domem, od przeciwnej szklarnia, 2 kolejne to zywoploty od sasiadow (ok 2,5 m wysokie). wiatr praktycznie po tej stronie domu nie wsyatepuje. latem moj 2latek siedzial niemal caly czas w ogrodku. gdy sie wprowadzilismy trawa byla zniszczona, przekopana przez psa, zasikana itd. sciagnelismy wiec wierzchnia warstwe, posialismy nowa trawe, bylo sucho i zielono. cieszylismy sie nia 3 miesiace po czym zaczelo padac. teraz ok 4 m x 5m sa zalane, non stop pod woda. nie da sie wyjsc do ogrodka. z trawy zostalo kilka kepek, reszta zgnila. probowalam ja ratowac kopiac "rowki" ale trawnik jest ograniczony wylewka i chodnikiem wiec nie ma odplywu. na maly deszcz wystarcza, woda zbiera sie tylko w rowkach, na wiekszy przelewa sie i trawa znow 'sie moczy'. mam male dziecko, wiec zeby nie potykal sie i nie upadal nie moge okopac calego ogrodka.
juz nie wiem co robic, bo zamiast cieszyc sie pieknym ogrodkiem my kombinujemy jak znowu nie dac sie zalac.
prosze o rady

pozdrawiam
Monika