Mam znowu kota, a właściwie kotkę. Po zaginięciu Kacpra długo nie mogłam się zdecydować na nowego, ale nadeszła ta chwila. Kizia jest z nami od soboty 5 lipca, a więc dopiero kilka dni. Trudno powiedzieć kim był jej ojciec, ale sądzę, że miał coś z persa. Matka jest syjamką. Ujęła mnie swoim temperamentem i kolorem sierści. Już po chwili przebywania u nas poznała wszystkie kąty. Bez problemu przemieszcza się na górę i na dół. W tej chwili nie mamy z nią żadnych problemów, oprócz tego, że ciągle kręci się między nogami. Powiem Wam, że fajnie wyglądało spotkanie Kizi z naszym psem Sonią. Sonia mieszka w kojcu na podwórku, a kot w domu. Wynieśliśmy Kizię na dwór, podbiegła Sonia i natychmiast chciała się przywitać, liżąc kota. Tak robiła z Kacprem. Kładła się na ziemi, żeby wyglądać na mniejszą i chciała sie z nim bawić. Kizia natomiast (to było jej pierwsze spotkanie z psem) napuszyła się , wystawiła pazurki i tak syczała, że sama bałam się ją wziąć na ręce. Biedna Sonia uciekła zdziwiona,że ten kot nie chce się z nią przywitać. Przecież ona nie chciała zrobić nic złego. Myślę, że następne spotkania wypadną już lepiej. Oto ona:
