Wreszcie udało mi się zrobić klika zdjęć pomidorów. Niestety tego samego rana zerwałam wszystkie czerwone (około wiaderka), bo nie myślałam, że wreszcie wpadnę z aparatem. Udało się pstryknąć tylko czerwieniące.
W tym roku bezlitośnie obrywam liście, po tym jak zobaczyłam w piwnicy sporo nieprzejedzonych pomidorowych przetworów zeszłorocznych, nie zależy mi mocno na ilości. Także w myśl zasady ekologicznej uprawy pomidorów, gdzie najważniejsze trzy metody ochrony to podobno wietrzenie, wietrzenie i wietrzenie. Na ispolinach pojawia się początek brunatnej plamistości liści, na razie po prostu obrywam te liście. Ciekawe, że przemieszane z innymi odmianami, np. VP1, które nie łapią choroby.
