Witajcie Moi drodzy...
Wasze wizyty zawsze są dla mnie miłe i cieszę się, że wpadacie aby pozwiedzać moje balkony i parapety.
Dora1964... no i stało się....panna medinilla zakwitła, zrzuciła kwiat, potem liście...Teraz mam dwa łyse badylki i modlitwę odmawiam, aby panienka się zrehabilitowała...A juz taka byłam happy, że ją poskromiłam

. Człowiek się uczy pokory całe życie, niby oczywiste, a wciąż na własnej skórze testuję ten wyświechtany slogan

.
Milenko...specem różanym nie jestem, ale już widzę, że Jasmina nie przepada za ciepełkiem. Balkon osłonięty, także wiaterku nie ma, a jak jest upał to temperaturę jeszcze czarne tynki podnoszą...więc kwiaty wieczorkiem wyglądają jak zemdlałe...życie odzyskują jak słoneczko się schowa za Żeroma.
Chyba jesienią obie z Laguną pojadą na działkę. Tam będzie im lepiej

.
Teoretycznie wiem gdzie, w którym miejscu będzie kiedyś dom...ale, ale...w praktyce wiesz jak to bywa...zawsze są straty, a róż szkoda jak niczego

.
Nawet nie wiesz ile razy pamiętałam o aparacie,żeby sfocić działkę, która ogrodem jeszcze w żaden sposób nie jest...i co ? Rozsiadam się na krześle po przyjeździe, palę petko i EUREKA...aparat w domu

. Skleroza.
Arku... dzięki za miłe słowa

. Dżentelmen z Ciebie pełną gębą

.
Pomidor ten jeden u mnie na balkonie zaspokaja pragnienie codziennego z nimi obcowania i stwarza namiastkę pomidorowego poletka z działki. Też uwielbiam zapach jego liści, niechcący smyrniętych...zresztą już jak je pikuję wczesną wiosną to ten zapach jest dla mnie wielką mobilizacją i nagrodą za wysiewy

.
Janeczko...bo nie rozumiem

...a balkon masz czy nie...zresztą dla chcącego nic trudnego. Jak masz balkon to parter chyba nie jest przeszkodą. A jak nie masz, to przecież mieszkając na parterze pewnie możesz zaanektować część gruntu pod balkonem, obsadzając tam cokolwiek pachnącego i kolorowego, bez nacisku na nowości i rarytasy

.
Janinko...nawet w donicy pod balkonem kwiatuchy będą rosły, pnącza na ten przykład. Przemyślisz?
Justynko.... dobra przez Ciebie wymienione z obu balkonów pochodzą...na jednym szansy by nie miały się pomieścić. I tak mam ciasnotę wyjątkową....ciągle coś przestawiam, dosadzam, modernizuję ale metraż nie chce się zmienić

.
Balkonu bez ziółek sobie wręcz nie wyobrażam...no kurczę, aromacik jakiś zawsze pod ręką muszę mieć

.
Smolka...dzięki za pochwałę balkonów

, mam dwa takie przybytki...nawet w czynsz wliczone

.
Ścieśniam, przestawiam, kombinuję...ale właśnie dostrzegłam że i na ścianach mogłyby się pomieścić jakieś zwisające...potrzeba matką wynalazków, hihi.
Pati...werandowanie dobrze im służy...ale co ja Ci będę o tym truć...sama wynosisz na wczasy kwiatuchy więc wiesz jakie to dla nich miłe i jakie przynosi efekty

.
Ilonko... LO od razu była kupowana z myślą o działce...mam takie fajne miejsce koło
właśnie prawie gotowej wiaty, gdzie chłopaki teoretycznie piłką nie kopią, więc powinna przeżyć....a przy wiacie, po to, aby wieczorkiem czuć jej zapach

. Aparat już tyle razy był myślami na działkę zabierany, że aż mnie strach ogarnia, o czym znowu w najbliższym czasie zapomnę...Mówię CI...SKS to paskudna przypadłość.
Doniczkowce zwisające owszem, owszem, miejscówkę sobie cenią...ale ich bracia zwisający piętro niżej już tacy radośni nie są

...pańcia nie pomyślała, że jak jest upał i spiekota to nawet na wschodnim balkonie da się to odczuć...popaliło listki tym storczykom, co niżej wisiały...mam nauczkę.
Katharosku...za mało mam tego balkonowego metrażu, zdecydowanie...naprawdę muszę się ograniczać... Ty to masz Kochanie hektary... no i prawdziwy ogród

. Też się kiedyś dochrapię...
Labuś...ten wielkolistny kwiatek na "m" już chyba jest historią...tak się cieszyłam że zakwitła moja medinillka, i co? Na tym zakończyła...liście zrzuciła...przy ostatnim nawet Starszy Synuś się oburzył co ja zrobiłam temu ślicznemu kwiatkowi

.
Nie wyobrażam sobie życia bez kwiatów, balkonów zastępujących mi taras...bez ich podlewania, pielęgnowania, gadania z nimi, pieklenia się że coś nie wychodzi i radowania jak wychodzi...wiesz, takie zwykłe, normalne życie wśród zielonego

.
Dzisiejsze chwalipięctwo będzie dotyczyć parapetowców...bo one już o balkonowce zazdrosne jak diabli się zrobiły...że niby ciągle tylko na balkonach siedzę...a o nich niby zapomniałam...aaa, przewrażliwione jakieś są... przecież one są zawsze, a te balkonowe tylko na chwilę...
Fiołki od Mniodkowej mają wyjatkowo wielgaśne kwiaty...
Skrętniki od Labki jechały do mnie w ukropie totalnym....przeżyły, posadziłam dobrze, nie zasypując serca roślinek i efekty są...kwitną. Na zdjęciu wyrywny fioletowy...białasek jeszcze maciupusi...
Passiflora też się ukorzeniła w wodzie...już do doniczki posadziłam ...na kwitnienie w tym roku nie liczę, wszak już lipiec a to dopiero żłobkowicz jest...
Laury mi się tak spodobały, że to już mój drugi...listki potarte w dłoniach dają czadu, oj dają...o niebo lepiej niż kupne liście laurowe...zakochałam się w nich choć nie kwitną...
Storczykowe przedszkole, za małe na werandowanie, moim zdaniem jako przewrazliwionej mamuśki...może w sierpniu na kolonie pojadą na balkon...ale tylko wtedy jak będę pewna że z tych kolonii wrócą całe i zdrowe...
Hoja bella, co sobie jaja ze mnie robi...już trzeci raz pączki sobie produkuje, potem zasusza i zrzuca...kiedyś się jej znudzi bo ja cierpliwa jestem nad wyraz, hmmmm. Do czterech razy w takim razie...hehe
I starsze koleżanki belli, starsze i większe, a też nie skore do obsypania się kwieciem...przyczyny nie znam...jak mi Pan B miły...słonko mają od zachodu, nawożę, spryskuję....aaaa, oleję to może się opamietają.
Wanillia....już jakiś czas temu kupiona...wreszcie widać że obie sadzonki się ukorzeniły i ładnie zaczęły rosnąć.
I na koniec anturia... jesienią późną przesadzane, bez start się nie obyło...dopiero teraz pokazują świeże listki...
Dziękując za uwagę, podziękuję jeszcze raz za wszystkie odwiedziny i miłe słowa pozostawione po sobie.
Mam nadzieję, że i tym razem nie zanudziłam, choć kwitnień nie pokazałam.
W następnym poście będą balkonówki....a tam jest znacznie bardziej kolorowo.