Witajcie!

A ja założyłam sobie cały mini ogródek ziołowy, tak z siedem lat temu. Udało mi się pod niego zaanektować około dwa metry kwadratowe, i oczywiście ciągle mi mało. Początkowo były to swobodnie rosnące kępy ziół, póżniej zioła w kamiennych obwódkach, a teraz- zioła w kamiennych okręgach a' la koło od wozu.
Wczesna wiosna:

W pełni rozkwitu:
Mam trzy rodzaje szałwii: lekarską, trójkolorową, omszoną, dwa gatunki tymianku, w tym cytrynowy, kocanki, które wyglądają jak kocanki włoskie(a one mają nie zimować w gruncie), oregano, lubczyk, szczypior, krwawnicę, melisę, miętę, szczypiorek czosnkowy, piołun, lawendę i hyzop lekarski. W doniczkach w sezonie majeranek i bazylię.
Większość z tych ziół używam w kuchni. Faworytem jest bazylia z fetą i pomidorami

ach! No i "masełko" z czosnkiem, tymiankiem, bazylią i oregano- albo owoc awokado z tym samym zestawem ziół, albo kanapka posypana szczypiorkiem czosnkowym... Melisę, miętę i szałwię suszę. Te dwa pierwsze do herbatki oczywiście, a trzecie na gardło, gdyby dwa pierwsze zawiodły

. Kocanki i piołun są w celach rozkoszowania się korzennymi zapachami. Wiem, że kocankowy zapach niewielu odpowiada, ale ja za nim przepadam. Prawdopodobnie mam rodzinne zaprogramowanie na różne ziołowe zapachy- dziadzia był zielarzem, przez dom przewijały się tak różne zioła i zapachy, że zagustowałam chyba we wszystkim

Ziół w zasadzie nie okrywam, jedynie dla spokoju ducha wrzucam do nich przed przymrozkami po łopacie kompostnika.