nie, no jak to róże mało ważne?

Muszą przeżyć, bo trudno będzie opisy barwne tworzyć, jak mi z upraw tylko mlecze i perz zostaną, a tak być może czeka nas wiele wzruszeń: Pat zaplątana w róże, Pat zawiśnięta na drabince pod róże, Pat wyplątujaca niemowlę z róż...
Jeśli chodzi o ogrodowe wizje, to mimo, że moja nie do końca jeszcze sprecyzowana, jednak bardziej bliska jest wizji Jerome (tylko bez jaszczurek raczej) oraz
Brydzi-Pacynki: nie mam na tyle silnej woli, żeby utworzyć ogród tylko z gatunków lokalnych, ale powoli mi się krystalizuje to co pisałam u Brydzi właśnie, czyli Nowa Anglia na łowicką nutę

A od kiedy podczytuję "Elizabeth i jej ogród" to mam jeszcze marzenie poszukać informacji, co tu się przed wojną sadziło...w sumie moje róże na fasadzie to domyślne odzwierciedlenie przedogródka Fischerów: mieli wszędzie kratki na ścianach, więc sądzę, że mogli tam własnie róże mieć
W takim razie róże pójdą do wiadra z wodą i dołączą do małego sklepu ogrodniczego w holu...swoją drogą, tam wszystko tam ładnie się trzyma, może przenieść tam wszystkie uprawy i sobie urządzić oranżerię?
A do lekarza idę na 13, przekonaliście mnie Wy oraz widok padających od mojego kaszlu siewek
