Nie wiem dlaczego, ale wizyty w innych ogrodach wiążą się u mnie z niesamowitymi emocjami. Jak jechałam do Ani (akl62), to wyjechałam z garażu z otwartą klapą od bagażnika (dobrze, że się zmieściłam

). Wczorajsze emocje były równie duże, ale na szczęście samochodem kierowała Asia Daffodil. Do tego wszystkiego przed jej wizytą koniecznie chciałam skończyć rabatę z liliowcami, by nie zobaczyła mojego ogrodu beznadziejnie rozgrzebanego i nieuporządkowanego (jego nieuczesanie to zupełnie coś innego). Rano wybrałam się zatem po korę, by przed przyjazdem Asi na szybko ją wysypać. Na szczęście udało się

Co prawda trawnika (a dokładnie czegoś co ma nim być) nie udało się się wykosić, ale ogród doczekał na pierwszego niewirtualnego gościa. A wieczorem... Byłam tak zmęczona, że zasnąć nie mogłam
Dziś i Wam pokaże moją skończoną już liliowcową rabatkę!
A na niej nowy gość rozplenica 'Red buttons'
Myślę, że trawka będzie tam fajnie wygladać. A i ja zamarzyłam o takich "szczoteczkach do mycia butelek"

jak mają inni. Trochę się zatem zmieniło...
Przed:
i po:
Jak widać na zdjęciu wyżej, a i sztychówka wyraźnie sygnalizuje, jeszcze na dziś nie skończyłam... Zostały mi do wkopania hosty, które wyraźnie widać obok

A wykopałam je z rabatki, pierwszej, jaka w ogóle była w moim ogrodzie, a znajdującej się pod kuchennym oknem i zaraz obok wejścia do domu. Na ich miejsce wsadziłam natomiast cztery krzaczki róży Harknessa Avalon (Hardeluxe).
Uprządkowałam także nieco tę rabatę. Cała ta rewolucja była wręcz konieczna, bo rzeczone hosty rosły zdecydowanie na zbyt nasłonecznionym stanowisku, które zresztą dla nich miało być tylko tymczasowe. Prowizorka trwała natomiast niemal dwa lata
Wcześniej rabata ta wygladała tak:
A po zmianach:
Mam nadzieje, że zmiana jest nie tylko widoczna, ale i korzystna ...
Udało mi się jeszcze przesadzić kupionego przy okazji kory oleandra. Biedy miał taką małą doniczke, a mimo to urósł taki ładny...
Dziś również odpowiem grupowo... Przepraszam, ale nazbierało się tego tyle
Jesteście wszyscy na prawdę kochani, że odwiedzacie mój ogródek mimo, iż daleko mu do innych.
I do tego zostawiacie takie miłe komentarze
Moje zdjęcia są oczywiście wizją nie tylko mojego ogrodu, ale także innych, w tym ogrodu Grażynki - Kogry. Lubię wejść w nie samotnie, zgubić się w ich zakamarkach i to po kilka razy. Wszystko po to, by zobaczyć to, co umyka, gdy patrzy się tylko raz.
Mam zatem nadzieję, że i Grażyna i Asia wybaczą mi moje samotne ucieczki w ogród i marny kontakt intelektualny w trakcie oprowadzania nas po ogrodzie przez gospodynię.

I kolejny raz, dzięki jamniczce Kogry, uświadomiłam sobie, że czas na psa, bo Loki był u mnie tylko na przechowanie
