Aniu, mój mały pomocnik rzeczywiście chętny i zaangażowany, ale jeżeli pójdzie w ślady brata, to zapału pozostanie mu jeszcze na dwa, może trzy lata

. Póki co, towarzystwo synka zapobiega zaharowaniu się na śmierć na rabatach, bo trzeba robić przerwy na gry planszowe, badmintona, obiady, szukanie spodni, piknik na trawie, wyciąganie drzazgi, palenie ogniska, no i "mamo, popatrz jak..." i tu można wstawić dowolne, warte oderwania się od pracy, wydarzenie, np. zrobiłem żaglówkę z patyka i kartki, czy wykopałem dół

. Do mojej działki "reanimacyjnej" (jak ją nazywa mój mąż) mam dokładnie 23 km.
Marysiu, a widzisz, miodek z mniszka jest Ci znany a ja nowicjuszka w temacie, ale będę praktykować, bo zasmakował nam, a poza tym takie zajęcie daje poczucie kontaktu z naturą i jest jedną z przyjemności, jakie daje pobyt na działce. Ja przecież właśnie po to mam ten kawałek ziemi, żeby w weekendy poudawać trochę, że mam sielskie życie

. A Twoje wnusie pamiętam ze zdjęcia. To już takie duże, śliczne panienki z samiuśkiej Stolicy

.
Kasiu, no to tak: Cardinal Hume 2 szt., Louise Odier 1 szt., Augusta Louise 3 szt., Chippendale 3 szt., Queen Elisabeth 3 szt., White Meidiland 2 szt., Alhymist 1 szt., Golden Gate 1 szt., The Fairy 1 szt. Te zakupy wynikają z postanowienia, że odchodzę od róż

. Ech, gdyby one jeszcze chciały wyglądać

, ale na razie naprawdę nie są ozdobą ogrodu, kikutki zostały po zimie. Polubiłam ostatnio piwonie. Dlaczego ja ich wcześniej nie sadziłam? Dobrze zimują, mają ładny pokrój, nie mają robali, nie mają grzyba. To co ja tak tylko te róże i róże?!
Reniu, dziękuję

. Co prawda sezon nie zaczął się zbyt udanie pod względem ogrodowym, bo rabaty wyglądają nieciekawie po zimie ale dziwna sprawa, nawet za bardzo mnie to nie zniechęca. Trzeba pogodzić się z faktem, że ziemia nieurodzajna, klimat niesprzyjający i to nie róże będą w roli głównej

.
Wandziu, Charlesa nazwałam drapakiem, bo tak na dobrą sprawę miał tylko jeden pęd

. Co prawda pęd rozgałęził się i przez przypadek wyszło, jakby była to róża sztamowa. W tym miejscu muszę Charlesa pochwalić, bo oprócz starej Maiden's Blush, jest to róża, która najlepiej przetrwała zimę i najszybciej wypuściła listki. No, nie spodziewałabym się.