Tak na szybkiego:
przyszły dziś róże od Austina. Od niemieckich mają coś lepszego -...opakowanie. Bardzo elegancki worek. Przy czym lepszy jest jedyne w kategoriach estetycznych. To worek z podwójnego szarego papieru, zszyty górą. Po drodze ktoś go rozdarł - specjalnie czy też nie - niechlujnie skleił szarą taśmą, ale wilgoć miała jak uciekać.
Niemcy włożyli róże w folie, korzenie zabezpieczyli dodatkowo jakimiś długimi wiórami zwiniętymi w kłębki, a później zapakowali w karton. Przyjechały w lepszej kondycji, z mokrymi korzeniami.
Niemieckie krzaki są zdrowe, dorodne, mają po pięć zielonych pędów.
Austinki niektóre wyglądają biedacko. Pędów mają raczej mniej. Martwię się o Cariad, bo biednieńkie ma gałązki i częściowo zbrązowiałe, jakby plamami.
Jestem bardzo rozczarowana, bo nie przyjechały z Anglii zapłacone Penelopa i Morning Mist, a o ich braku nie otrzymałam żadnej informacji. To są jedne z tych, na które czekałam najbardziej... Jutro będę wyjaśniać. Przypuszczam, że czeka mnie jesienna przesyłka... jeśli ktoś chce się z jakimś wyjątkowym chciejstwem dostępnym tylko tam podczepić, to zapraszam
Niemcy co przyjęli, to wysłali.
Nie byłam przygotowana na to, że korzenie będą miały jak chrzan

WIELKIE
Musiałam ciąć sporo, bo inaczej nie wchodzą w donice.
Dziś zapakowałam pięć, przy czym piątą już wsadziłam dobrze.
Na pierwszy ogień poszły trzy Wisley'e, mam nadzieję, że dadzą radę i przeżyją to moje sadzenie...
Siedzą na dworze, owinięte w agrowłókninowe kubraczki.
Reszta śpi w garażu w wielkim hoboku, owinięta agrowłókniną. Do hoboka wpuściłam mikroryzę, ale dawka na 350ml, a w tej balii jest chyba ze 40litrów.
Kupię jeszcze jedną i będę wszystkie szczepić już w donicach.
Muszą moje krzaczki poczekać jutro do popołudnia, pozostaje mi wierzyć, że im 20 godzin w wodzie nie zaszkodzi.
Później wrucę te kilka fotek, jakie mam. Teraz idę wymoczyć połamane kości
