Największy problem to wyobrażenia.
Dla przeciętnego mieszczucha wieś pachnie sosną i świeżo skoszonym siankiem w słoneczny, wręcz upalny dzień. Jedynymi dźwiękami jakie występują na wsi, według tych wyobrażeń, są śpiewy ptaków i cykanie świerszczy. Pola uprawiane są za pomocą bezgłośnych traktorów na energię słoneczną, a pieczywo do sklepów dostarczane jest drogą powietrzną i zrzucane z szybowców

.Koguty zaczynają piać około godziny 9,45 i jedynym denerwującym dźwiękiem jest szmer strumyka i szum brzóz.
Natomiast na wsi żyją ludzie, którzy do swojej pracy wykorzystują maszyny, maszyny bywają głośne. Gnojówka wylewana jest na pola, obornik też się tam wywala, bo to nawóz przecież. Drewno na opał też nie chce rosnąć w formie porąbanych klocków. Wiertarki słuchałem w Łodzi, praktycznie cały czas. Miałem sąsiada, który chyba robił wieczny remont. Dwa piętra niżej podobnie, małżeństwo kupiło mieszkanie i w miarę dopływu środków stale coś robili. Tak przez trzy lata.
Tylko w mieście przyzwyczailiśmy się do tych dźwięków. Przez zgrzyt tramwajów, ruch uliczny i syreny pogotowia i tak połowy nie słyszeliśmy. Gdy lądował samolot, po prostu podgłaśniało się radio.
Meszkając w mieście, traktowało się wieś jako spokojną odskocznię urlopowo-weekendową. A po zakupie działki i wybudowaniu domu. Mam nadzieję że za pomocą bezgłośnej betoniarki, z przywiezionych furmanką cegieł i dachówki dostarczonej na osiołkach. No bo przecież cisza to integralna część wiejskiego krajobrazu

, okazuje się, że sąsiad ma szczekającego psa, lub nie daj Boże krowę. Po drodze z której zniknęły ciężarówki z naszymi materiałami na budowę, jeżdżą jeszcze jakieś "obce" ciężarówki z materiałami na inną

.Brygada murarska, która wybudowała nasz dom, zamiast normalnie, po ludzku rozpłynąć się w niebycie, bezczelnie buduje drugi obok. I słucha muzyki na cały regulator z marnej jakości radiomagnetofonu. I niestety nie jest to nasz ulubiony gatunek. I bańka pryska. I rozczarowanie. I rozdrażnienie.
Ach gdyby tak przenieść się w czasie i osiedlić się na wsi takiej prawdziwej, gdzie bursztynowy świerzop, gryka jak śnieg biała, gdzie panieńskim rumieńcem dzięcielina pała. I po pracy w maszynkę człowiek by się wsadzał, hyc do 21 wieku po zakupy w Tesco i z powrotem. Jaki to byłby luksus. A jakie pieniądze zarobiłby wynalazca takiego sprzętu.
A póki co pozostaje nam wzywanie policji do pierdzącej krowy, obcego psa, który bezczelnie, z wybałuszonymi gałami robi kupę na naszym nowym podjeździe i podobnie wspaniałe pomysły.

. Trzeba sobie jakoś radzić , no nie?