Soniu i mnie się zdarza, że czasami jakaś pacjentka wyprowadzi mnie z równowagi

W takich sytuacjach proponuję, że przełączę rozmowę do gabinetu lekarskiego i wszystko to, "co pani ma do powiedzenia, proszę powiedzieć lekarzowi". Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby któraś z nich zgodziła się na taką rozmowę, a równocześnie większość po prostu przestaje
pyszczyć. Jakoś żadna nie znajduje tyle odwagi, żeby zwrócić uwagę lekarzowi.
Z pogodą też wcale nie jest aż tak różowo, jak bym sobie tego życzyła. Myślałam, że będzie ciepło i słonecznie, a tymczasem jest tylko słonecznie. Co prawda dobre i to

, bo mogłoby być pochmurno, a tego jak wiesz nie znoszę. Jednak i przy takiej pogodzie da się sporo zrobić, co oczywiście wykorzystuję. Każdego dnia jadę na działkę i pomaleńku sobie działam. Wszelkie suszki mam już właściwie uporządkowane. Jakby teraz jeszcze do tego wszystkiego zrobiło się ciepło, to mogłabym i popielić. W tej chwili jednak nie bardzo się to udaje, bo ziemia jest bardzo zimna, a miejscami nawet podmarznięta

Zwięzłe pisanie na pewno mi nie grozi, bo ja tego po prostu nie umiem, tak więc zaglądaj kiedy tylko zechcesz
Florek, tylko ta jedna dalia tak mi wystrzeliła, pozostałe ciągle jeszcze siedzą w wielkiej skrzyni i czekają na swój dzień. Nastąpi on chyba niebawem, bo właśnie wczoraj eM przywiózł z pracy pozostałe karpy. Ta dalia ogólnie jest ogromna i już się zastanawiam, jak uda mi się ją przetrzymać w donicy aż do maja

Jak tylko pogoda na zewnątrz się ustabilizuje, to wystawię ją na balkon i tam powinna troszkę zwolnić swe zapędy
Anido, no no no... jestem pod wrażeniem. Ale Ty masz oko
Maryniu, ja nie mam czasu na siedzenie w domu i czekanie na lepszą pogodę

Urlop mi się skończy i co ja wtedy zrobię? Z niczym nie zdążę się wyrobić. W tej chwili rzeczywiście ranki są bardzo zimne, a jak wreszcie robi się w miarę ciepło, to muszę już wracać do domu. Ale po troszeczku sobie robię i pracy mi ubywa. Sama zresztą wiesz, jak to jest:
Bo, jak nie ja, to kto? oraz Bo jak nie teraz, to kiedy
Aniu, to tylko ta jedna dalia jest taka wyrywna, do pozostałych zajrzę w najbliższym czasie, bo eM już je przywiózł do sadzenia. Z tego co udało mi się podejrzeć, to niektóre też już mają maleńkie listki i najwyższa pora coś z nimi zrobić. Pomidorów też jak zwykle mam zbyt dużo, ale ja zawsze sieję więcej, bo mam na nie chętnych. Sobie zostawiam tylko po jednej sadzonce z każdej odmiany, a mam ich całkiem sporo bo aż 23. Sadzenie pomidorów traktuję jako formę zabawy, Cieszy mnie sam fakt ich posiadania i dlatego też każdy z nich będzie inny. W ten sposób poznam smak wielu owoców. W tym roku jestem zafiksowana na punkcie odmian w różnokolorowe paski. Mam jeszcze czarne, zielone i żółte, ale czerwony też jakiś się znajdzie

Na działce mam miejsce na góra 16 krzaczków, a pozostałe chyba upchnę na balkonie. Może kilka posadzę do donic i w tych donicach na rabaty? Sama jeszcze nie wiem, jak z tego wybrnę, ale coś wymyślę. EM już nawet przestał patrzeć na mnie znacząco, wręcz mówi, że chyba zwariowałam

Wszystkie sadzonki sadzę do doniczek. Małych, większych, albo i całkiem maleńkich w zależności od tego, do czego ich potrzebuję.
Agnieszko, czyli wszystko jest tak, jak być powinno, bo ja od urodzenia byłam harcerką

Pomidorków posiałam sporo, a ponieważ nie bardzo mam miejsce, to musiałam jakoś je uporządkować. 23 odmiany wcale nie jest tak łatwo upchnąć, tym bardziej, że oprócz pomidorów mam jeszcze mnóstwo siewek kwiatów. Gdzieś to musi się zmieścić, a parapet mam tylko jeden. No i oczywiście foliaczek, ale on niestety też nie jest z gumy

Do deszczu jeszcze mi się nie spieszy, jeszcze bym chciała chociaż trochę opielić rabaty, bo są potwornie zarośnięte nie tylko chwastami, ale również trawą, która rośnie ogromnymi kępami. A u mnie niestety nic nie robi się samo

Nie chcesz mi podrzucić z wywrotkę swojej czarodziejskiej ziemi? Może u mnie sama się chociaż wypieli

?
Danusiu, oczywistym jest, że każdy z nas robi na działce lub w ogródku, to na co ma ochotę

Jeden jest pracowity jak mróweczka i ciągle musi coś robić, a drugi od czasu do czasu do czasu jest leniuszkiem i nie tknie roboty nawet małym paluszkiem. Ja miewam różne dni niezależnie od nastroju. Czasami sobie leżę, czytam książkę, macham palcem w bucie, a innego dnia zasuwam cały dzień jak mały samochodzik. Na rowerze nie jeździłam pewnie za 30 lat. Kiedyś mąż mnie namówił, żebyśmy sobie kupili rowery. On zaczął jeździć właściwie od razu, a ja jeszcze potrzebowałam do tego kilku lat i zamiany górala na rower trekkingowy. I na tym jeździ mi się świetnie. Jazdy na rowerze naprawdę się nie zapomina, kilka razy wsiadłam dla przypomnienia i potem już poszło. Teraz nie wyobrażam sobie, żebym miała być uzależniona od komunikacji miejskiej. Nie wiem czy jeszcze funkcjonują wypożyczalnie rowerów, ale ja tak właśnie zaczynałam. Wypożyczyłam sobie kilka rowerów, oczywiście nie jednego dnia i próbowałam na którym najlepiej mi się jeździ. I w ten sposób stanęło na trekkingowymi i uważam, że to był bardzo dobry wybór.
Borówki na szczęście przycięłam na samym początku i teraz mam już je z głowy. Jak tak się przyjrzeć z góry, to tych kwitnień prawie nie widać, ale już z pozycji siedzącego psa, to i owszem
Lucynko, przecież wiesz, że to tylko takie przekomarzanie z mojej strony. Żeby mniej pisać, musiałabym zupełnie zamilknąć, a to na pewno mi nie grozi

Od zawsze buzia mi się nie zamykała i trwa to aż do teraz. Tak więc, jak to mówią "
spokojna Twoja rozczochrana"- dałabym się pokroić, że to cytat z Wiecha, ale nie mogę teraz tego znaleźć

Bzyczki mniej chętnie się ostatnio pokazują, chyba też nie lubią takiego chłodku. Szykują się kolejne kwitnienia, ale jeszcze musi do nich minąć chwilka.
Wiesz, jak to jest ze zdrowiem: dzisiaj jest, jutro nie ma.....Ale ciepło się ubieram, na tzw. cebulkę a i na działce, jak trzeba, to mam co jeszcze założyć na grzbiet.Całuski za troskę
Wczoraj miał być taki fajny dzień, a tymczasem wcale szału nie było. Większość dnia było pochmurno i dopiero gdzieś około 13:00 zrobiło się w miarę przynajmniej ciepło. Wtedy, kiedy już niedługo musiałam zbierać się do domu. Jeszcze nie lubię w tej chwili zbyt długo siedzieć na działce, bo potem robię zimno i w czasie jazdy za bardzo i marznę, a tej chwili niepotrzebne mi żadne przeziębienia. Nie będę sobie brać na głowę problemu, czy to aby na pewno tylko katar, czy też przyplątało się do mnie jakieś świństwo

Już mam w miarę wszystko uporządkowane, na pewno jeszcze są miejsca gdzie znajdę jakieś suche badyle, ale ogólnie nie jest źle. Przycięłam do końca róże, trawy i wywiozłam trzy pełne taczki, każdą z ogromnym czubem gałęzi na już i tak ogromną hałdę. Już od jakiegoś czasu zarząd pozwala gromadzić wszelkiego rodzaju gałęzie, krzaki w jednym miejscu, a potem przyjeżdża ciężarówka i wszystko to zabiera. Tak jest tylko wczesną wiosną, ale dobre i to. Nie mogą tam trafiać chwasty, te każdy musi składować we własnym zakresie w kompostowniku
W ramach porządków przywiązywałam do płotu Oh, Wow! To już jest całkiem duża róża i nie tylko wymagała przycięcia ale właśnie i podwiązania w celu lepszego kwitnienia. Przywiązałam do gałęzi sznurek i całość chciałam przytwierdzić po prostu do płotu. Tymczasem sznurek wymknął mi się z dłoni i jak mnie nie chlasnęło na odlew, kolce wbiły mi się w twarz, jeszcze tylko brakowało żebym krwią się zalała. Właściwie, to byłam pewna że tak się stało, bałam się spojrzeć w lustro, a tymczasem prawie nie było potem śladu. Zaledwie kilka dziurek i jeśli ktoś nie wie co się wydarzyło, to nawet nie będzie świadom że tak mnie potraktowała podobno Królowa kwiatów. Ładna mi królowa

Ja ją traktuję iście po królewsku, a ona mnie jak nie kijem, to pałką. A jeszcze w podziękowaniu w porze kwitnienia najpiękniej zakwitnie u sąsiada. Małpa wredna, a nie królowa....
Teraz najchętniej zabrałabym się za pielenie i usilnie będę próbować dzisiaj, może wreszcie słońce szczodrzej rzuci promieniami i uda mi się swój plan zrealizować.
Wracając z działki do domu, połowę trasy przejeżdżam Łynostradą. I właśnie wczoraj zobaczyłam tam dwie zupełnie inne kaczki. Nie byłabym sobą, gdybym się nie zatrzymała i nie spróbowała przynajmniej uwiecznić ich nie tylko dla Was, ale i dla siebie. Teraz już wiem, że to była parka, ale szczerze mówiąc wyglądały jakby każda była z innej bajki. To były
nurogęsi. Jak sama nazwa mówi, są to jednak kaczki

, których podstawą diety są małe rybki. Samiec (ten biały) miał nieposkromiony apetyt i raz po raz dawał nura pod wodę. Tam jest płytko, to doskonale go widziałam z brzegu. Poświęciłam im dłuższą chwilę, a potem jeszcze specjalnie dla Was pstryknęłam kilka zdjęć, żeby pokazać działalność bobrów nad rzeką.
Samiczka ma śliczna, rudą główkę, z zalotnym irokezikiem z tyłu
Polowanie na obiad
I bobry, a właściwie to tylko ślady po nich.
Powalenie tego drzewa zajęło im zaledwie dwa, czy trzy dni.
A tutaj widać ślady ich ostrych ząbków
Koniec kochani pogaduszek, bo muszę szykować się na działkę, a jeszcze dalie w skrzyni na mnie czekają. W tej chwili tylko je przejrzę, a zajmę się nimi jak tylko pogoda siądzie, co niestety ma nastąpić lada chwila.
Do zobaczenia
