
Już dziewczyny, jestem. Dużo się działo, ale o tym potem.
Ewuniu i Basiu - n/t borówek i hortensji mogę mówić długo i dużo.

Pierwsza partia borówek była sadzona przeze mnie osobiście. M "natenczas" był nieobecny. Kurier dowiózł 26 sztuk i postawił przed bramą.

Uczciwie przyznam, że dołki były wykopane ale cała reszta...

A działo się to w maju roku pańskiego 2011.

Nasze borówki rosną w pełnym słońcu (za wyjątkiem dwóch krzaczków, którym trafił się półcień). Niczym nie są osłonięte, szczególnie od północy i od zachodu. Chyba im to nie przeszkadza, a nawet podoba.

Dwa lata owocowania pokazały, że:
1) amatorów borówek jest więcej niż można się było spodziewać i o dziwo sami sobie zbierają, bez namawiania...

2) super, że owocują w różnych terminach (ostatnią małą garstkę zjadłam wczoraj),
3) te rosnące w półcieniu później i słabiej owocowały, a krzaczki były mniejsze. Aha i były nieco kwaśne w porównaniu do koleżanek tej samej odmiany. W związku z tym, aktualnie zmieniły miejsce zamieszkania.
Zapytacie, które są najsmaczniejsze? Mnie osobiście bardzo odpowiada Herbert, córce Darrow, i.t.d. Jest to po prostu kwestia preferencji smakowych.
Podsumowanie: Borówka to jest to!!!
No, a teraz do rzeczy.
Mróz zrobił swoje, mróz może odejść.

Na jabłoni i wiśni pozostały jeszcze tykwy. Szczególnie jedna usadowiła się na szczycie lekko spróchniałej, szczątkowej jabłoni. M przytachał rozsuwaną drabinę ale wejść nie zamierzał.


Drabina okazała się nieco za krótka ale najgorsze było to, że tykwa mocno odstawała od pionu w stosunku do pozycji drabiny.

Jeszcze tylko sięgnąć do końca ogonka (a był dłuuugi), bo inaczej się ułamie...
I...... jest...

Pokaz tykw przewidziany jest w jutrzejszej sesji. Zapraszam.
