Dorotko, uff...Dzięki, tak myślałam, ale wolałam się upewnić

Jedną taką beczkę mam, wiem skąd wziąć następną, będę się bawić.
Aneczko, moje panny też cały sezon jadły obornik bydlęcy i nie widzę, żeby cierpiały z tego powodu, ale skoro koński jest lepszy, to się nie będę wahała. Zgadzam się w całej rozciągłości, że bez forum byłoby okropnie. Dziewczyny uratowały mi dupsko wielokrotnie. Wielokrotnie też spowodowały ubytek z konta, którego pewnie bym nie miała, gdyby nie te kusicielki. Człowiek wchodzi w wątek i za moment robi tak:
Danusia, trzymam kciuki za Oliwkę. Wiem co to znaczy chory pies. Mam jedną staruszkę (też ze schronu), która w zeszłym roku miała raka i pięcioletnią pannę z koszmarną dysplazją. Jest po operacji, która nie pomogła... Szkoda gadać

Z tych, o których piszesz, jak dla mnie, Golden Palace jest bardziej. Podobny jest do Dolce Vity, która zawróciła mi w głowie. Dzięki

. Danusia, ja nie mam Jacarandy. Ja kupiłam Jasminę (różowy cukiereczek), która dostała plamek, potem więcej plamek... Jak zaczęłam usuwać chore listki to zostały mi golusieńkie, chude ramionka (tzn. róży, nie mi...). Odwyk jest trudny

. Dlatego tak zniknęła z moich relacji ogrodowych, bo żadna gwiazda nie lubi jak w mediach się pisze o jej okresie "rehab". Teraz jest znowu cała w świeżutkich, zdrowych listkach i ma trzy pączki. Jak zakwitnie to jej na pewno zrobię zdjęcie.
Przeszłam się dzisiaj z aparatem i fotografowałam to, co rzuciło mi się w oczy. Trochę się rzuciło...
Piano rozkwita i zachwyca mnie coraz bardziej (
Dorotko, warto dać mu szansę jeszcze raz!), kwiaty rzeczywiście nie przejmują się deszczem ani słońcem. A taki był mizerny jak go sadziłam jesienią, myślałam, że nic z niego nie będzie jeszcze ze dwa lata albo i wcale.
ale ma w brzuchu robaki...
Ten osobnik kwitnie od czerwca bez przerwy i stał się tak stałym elementem krajobrazu, że wręcz go nie zauważam. Mam nadzieję, że się nie pogniewa, że tak piszę. Zdjęcie nie oddaje jego urody.
Dolce Vita nie trzyma kwiatów aż tak długo jak poprzednik , ale i tak jestem pod wrażeniem (dlatego robię jej kolejne zdjęcia,żeby pokazać, że krzew się praktycznie nie zmienia) i liczę na to, że z wiekiem będzie jeszcze lepiej:
Tutaj druga strona krzewu, w duecie z Lavender Ice, które sobie rośnie coraz śmielej w górę, zupełnie jakby wiedziało, że plan był taki, żeby pomarańcz i fiolet się spotykały na jednym poziomie. Będzie git
Bengali - zdrowa, śliczna róża w uspokajającym kolorze. Też się sprawdził ze wzrostem, kwitnie cały czas kolejnymi kwiatami i jest taki, jakiego go sobie życzyłam. Nieśmiały król drugiego planu. Gdyby był człowiekiem byłby małomówny, ale uroczy. Jeszcze tylko niech się rozrośnie na boki, bo szczuplutki troszkę i będzie moją radością, już to czuję (na trzecim planie czaruje Charming Piano).
Tych dwoje nie jest podobnego wzrostu. Tylko on jedną gałązką nachylił się do niej... Nie wiem czy mówi jej, że jest śliczna, czy że ją stłamsi w przyszłym sezonie...
I dlatego jej starsza siostra (to jej czwarty sezon u mnie), która jest singielką nie musi się obawiać ani końskich zalotów ani gróźb niezrównoważonych fizycznie i psychicznie facetów. Ona sobie jest śliczna dla siebie...i dla mnie. Wspaniała, zdrowa róża, polecam każdemu. Po dość krótkiej przerwie powtarza bogato kwitnienie cukierkowymi kwiatami odpornymi na deszcz i słońce (tutaj tylko wycinek krzewu).
From Far Away nadal idealnie zdrowa, tylko uroczych piegów od deszczu dostała
Jalitah z Granny ciągle tak samo...
I kolejna róża, którą w ciemno polecam. Starszy ma trzy lata i co roku zachwyca, jest zdrowy. Ten, to dwulatek, też zdrowy i piękny. Mają przerwę w kwitnieniu, ale warto czekać na te zmienne, duże kwiaty. Zauważyłam też, że tak jak w pierwszym sezonie nie pachniał, tak z wiekiem pachnie coraz mocniej owocami. Uwielbiam go. Planuję kupić trzeciego osobnika. Tak wyglądał kilka dni temu:
a tak dzisiaj:
a jego malutka siostrzyczka też już ma we mnie fankę:
A na dobranoc panna, która jak co roku nie myśli o tym, żeby iść spać. Moja czteroletnia Pastella. Jak widać, choroby jej się nie imają:
