Dziewczyny kochane
Dodam jeszcze coś o tym kopczykowaniu. Dwa lata temu Wiola podzieliła się częścią tego obornika z moją przyjaciółką (my tu mieszkamy wszyscy po sąsiedzku) i ona też, zgodnie z wiolową instrukcją, okopczykowała swoje róże tą "końską słomą". Jak mi to powiedziała, to radziłam jej to usunąć, bo popali, bo zabije itd. Ale mnie oczywiście nie posłuchała. Wiosną niczego nie wygrabiała i jej róże rosły i kwitły w następnym sezonie jak głupie (oczywiście nie w stu procentach wszystkie, ale większość). A u mojej przyjaciółki róże mają obóz przetrwania: glina, która zasycha w ciepłe dni na kamień, przy braku ściółkowania wygląda to naprawdę tak, jakby te biedne rośliny rosły w betonie. Ona dodaje do dołka lepszej ziemi, ale na zewnątrz wygląda to okropnie. Ma działkę zimną, bez dużych drzew, wieje zimą a słońce pali latem. A mimo to, jej róże kwitną bardzo obficie (w tym roku kupiłam jej obornik granulowany i sypała), nawet jej mówiłam, że one do dzisiaj "czują" ten koński nawóz sprzed dwóch lat, bo to jest aż dziwne, że one tak kwitną w tym jej cemencie.
Mamy też z moją przyjaciółką te same rośliny i tak: lawenda u niej wysiewa się masowo, u mnie nigdy się nie wysiała i rośnie kiepsko (a ona lubi sucho i wapniowo). Ale np. czarny bez Eva, u mnie oba krzewy rosną jak dzikie, są okazałe i zdrowe, u niej (też dwa krzewy) ledwo zipią, maleńkie i cieniutkie. Tamaryszek u mnie już przerósł ogrodzenie, u niej jest taki jak go kupiła dwa lata temu. Niby też woli sucho i piach, ale u mnie w zeszłym, suchym roku miał już żółte igły a teraz jak pada, to zielony aż miło. Czyli też lubi zjeść i się napić, przynajmniej za młodu. Piszę o tym, bo dla mnie to dowód, że gdyby nie ten numer z tamtym obornikiem (dawała go wyłącznie pod róże), to królewny też powinny wszystkie zmarnieć, a wiele kwitnie lepiej niż u mnie.
Majeczko, przyznam, że jak zobaczyłam niemal wyłącznie zielone listki (parę plamek gdzieś zauważyłam, ale naprawdę dosłownie kilka), to też poczułam ukłucie zazdrości, ale jak zapytałam o opryski chemią, to Wiola bez wahania odpowiedziała, że tak, pryska, bo by się załamała jakby im (różom) coś było, to poczułam wewnętrzny protest przeciwko takiemu myśleniu. To tak jak dzieciak na antybiotykach, nie choruje, ale ma alergie, bóle brzucha i bez antybiotyków nie zwalczy nawet kataru, bo odporność wynosi zero. U niej róże też są raczej młode, najstarsze mają czwarty sezon. Pytanie co się będzie działo dalej, jeżeli raz nie opryska to czy sobie poradzą, albo kiedy się uodpornią na chemię. Na pewno są bardzo dobrze odkarmione i wybieram myśleć, że to jest główny klucz do sukcesu
Tolinko, oczywiście, że możesz, wręcz powinnaś!

Moje obie "Szarlotki", jak je nazywam po domowemu, mają sporo miejsca, ale dobrze wiedzieć, że takie dorodne mogą być. Super.
No proszę, "końska słoma" po raz kolejny! Dzień
uciorany (cudne określenie

), ubłocony i urobiony to jest prawdziwy dzień. Zupełnie inaczej się wypoczywa po czymś takim. Kooocham to
Dorotko, i na te dwie beczki idzie całość z worków? Ja też dałam obornik pod Wszystko Zielone, bo róże mają pierwsze miejsce, ale inne potworki też lubię i widać, że są wdzięczne. Moje floksy już częściowo musiały wyemigrować pod płot, bo zarastają chętnie wszystko co napotkają, zrobiło się sporo wolnej przestrzeni, aż się zdziwiłam

. U mnie jeden leży na Chippendale'u, ale Chippek na szczęście chłop na schwał i daje radę z godnością. Ale floksa skrępowałam, żeby sobie za dużo na takie czułości nie pozwalał... No właśnie, oferta jesienna jest bogatsza, "naród rozbierze" przemawia do wyobraźni baaardzo

. Ale co zrobić jak wolne miejsce jest po innej róży?
Alexia 
Potwierdzasz to o czym myślę: dobra odporność i dokarmienie to zdrowe róże. Algi u mnie będą na sto procent i trzeba je nabyć już zaraz, bo jesienna oferta w szkółkach się zaczyna. Biosept faktycznie brzmi lepiej. Już go lubię.