Sałaty zasiane, wracam więc jak bumerang. Dziś nosa za próg nie wyściubiam, bo ze wszystkich stron zaciąga deszczowymi chmurami. Ja też wysłałam list do nieba z prośbą o deszcz, wczorajsze przekopywanie ziemi było przykre - istny popiół się zrobił

aż się wierzyć wtedy nie chce, że cokolwiek oprócz "chwastów" mogłoby tam urosnąć. I jeszcze ten wiatr, wszystko z wideł leciało wprost do oczu. Mhhh...
A do sałatowych grządek mam, droga Iwonko, pół godziny relaksacyjnej jazdy rowerem. Jeśli deszcz goni, to dwadzieścia minut

Niestety (lub stety, to się okaże) mnie również czeka kolejna przeprowadzka, już w maju. Chciałam zawojować moje małe miasto, ale jak to po studiach - człowiek ma głowę pełną pomysłów i najlepszych chęci, a rzeczywistość troszkę to potem weryfikuje... Wygląda więc na to, że na jakiś czas jednak zabunkruję się w Trójmieście.
Rzadko się zdarza, żeby ktoś tak otwarcie deklarował swoją sympatię dla stolicy

Ale w pełni Cię rozumiem. Mieszkałam tam co prawda tylko przez rok, ale wystarczyło, żeby się zarazić (w pozytywnym sensie). Teraz wracam radośnie za każdym razem, kiedy nadarzy się okazja i mam nadzieję jeszcze kiedyś zlądować tam na dłużej.
Mimo wszystko w Twoim wypadku zmiana nie będzie chyba tak strasznie bolesna, skoro masz takie piękne lekarstwo w postaci drugiej "działy" (no bo 1800 to już nie działeczka

) Będę Ci wiernie kibicować i obserwować nowe poczynania. Pozdrawiam cieplutko z -nadal zimnej- północy
P.S. Stary Las - super. Ale mamy też w okolicy takie kwiatki, jak np. Złe Mięso

To jest dopiero odlot. No i jak to powiedzieć: "mój mały kawałek raju w Złym Mięsie"? Och...