Aneczko - kupna Jalitah nie będziesz żałowała, co potwierdzam nie tylko ja. Jeszcze nie wiem jak ona zimuje, tym bardziej, że na Rosebook'u ma szóstą strefę, na Helpie czwartą a w szkółce w której kupowałam tylko trzy gwiazdki na pięć... Pozostanie się przekonać, ale na pewno dobrze ją okopczykuję jesienią na wszelki wypadek. Jeżeli chodzi o Piano, to ja na pewno dokupię jeszcze jedno Piano-Piano (czerwone)

. Co do Charming Piano, to poczytaj o nim. Ta róża ma bardzo ścisłe pąki a potem kwiaty, czyli potrafi się w ogóle nie otworzyć do końca i pąki gniją. Tak miałam w zeszłym roku, chociaż lato było suche. Za to w tym roku jest naprawdę ładną różą, jeżeli chodzi o krzew i kwitnienie. Może pogoda przypasowała a może chłopak zmężniał, nie wiem. Kwiaty są takie na pół otwarte, mnie się to bardzo podoba, ale nie wszystkim to pasuje i wiem, że sporo osób uważa to za wadę. Pink Piano nie mam, ale też chodzi mi po głowie

. Kombinuj, kombinuj...
Annes, na pewno trochę marudzisz

. Ja obornik sypałam pierwszy raz i wydaje mi się, że bardzo dobrze się sprawdził. Moje róże zagłodzone w zeszłym roku a te teraz, to dwie zupełnie inne bajki. Będę próbowała jeszcze z końskim, bo ktoś mądry (
Majeczko, pozdrawiam) mi powiedział, że taki dla róż jest lepszy, ale ogólnie nie będę dawała żadnych sztucznych, bo to szkodzi moim najlepszym psiapsiółkom dżdżownicom i innym pożytecznym robaczkom, za to obornik dla nich jest jak kawior. A ja mam pięknie przerobioną ziemię w zamian

Ciekawe kiedy trzeba będzie się zacząć wpisywać na listy oczekujących na Jalitah
Cześć
Majeczko 
No mam nadzieję, że się wyrobi, błagam Cię, on wolno myśli, ale do jesieni jeszcze trochę czasu ma

Nie, on nie wymaga podpór, ma proste, sztywne pędy. U mnie jest podwiązany, a raczej obwiązany, bo po tegorocznym pogromie mam już chyba obsesję na tym tle i wszystkie wyższe róże mam obwiązane sznurkiem na wszelki wypadek. No fakt, on z tych troszkę wyższych, ale bez przesady. Na obwódkę może się nie nadaje, ale mój ma przepisowy metr i raczej wyższy już nie będzie. Rośnie też na przodzie i ładnie wygląda
Alexia, doznania zapachowe... też! Poważnie, mój gust zapachowy mocno ewoluował z biegiem czasu. Gnojówką może perfumować się do pracy nie będę, ale jej zapach kojarzy mi się tak dobrze, że mogę go wąchać i wąchać. Zresztą nie bez kozery można kupić produkt o nazwie "Gnój bydlęcy. Extra śmierdzący"
No właśnie, profilaktyka i wzmacnianie. Tego jeszcze mi mało i zaraz chcę o tym parę słów (i pytań) skrobnąć. Dzięki, że o tym napisałaś
Danusiu
Dzisiaj z ciekawości poszłam od ogrodu i z grubsza policzyłam moje panny. No jednak już bliżej 80-ciu jest. Planuję niektóre oddać, ale i też trochę dokupić, więc może też czas, żebym się ocknęła
Afrodytę mam, nawet dwie. Drugą dokupiłam, bo mi się wydawało, że ta pierwsza zmarniała i nie wiedziałam czy uda mi się ją odratować, więc obok posadziłam zastępstwo. Po dokarmieniu obornikiem ta pierwsza odżyła i wygląda dobrze (chociaż dolne listki ma w plamkach) a ta nowa jest właśnie na opisywanym przez
Alexię i Ciebie odwyku i choruje. Ale poczekam i w przyszłym roku powinnam mieć ładny widok. Nawet jej fotki cykałam w lipcu, ale nie wstawiałam, nie wiem czemu. Na takim etapie lubię ją najbardziej:
Novalis

Nasz Ekscentryk podbija kolejne serca i bardzo dobrze. To chyba jedna z tych róż, które po prostu się sadzi i niemal zapomina, a takich potrzebujemy, prawda? Pamiętaj, że Granny lubi się porozwalać na boki, mnie to akurat nie przeszkadza, ale dobrze wziąć to pod uwagę planując jej sąsiedztwo. Cudowna róża. Właśnie moje obie na bogato znowu zakwitły. Będzie pięknie wyglądała z fioletami. Tak, Jalitah jest jakby plastikowa, ale wiedziałam o tym jak ją kupowałam i w tej chwili uważam to wręcz za zaletę, wspaniale wygląda wśród innych róż z tym swoim "zamrożonym" kwiatem.
Widzę, że mamy bardzo podobną motywację do rezygnacji z chemii - u mnie tez podstawowym powodem są inni mieszkańcy naszych ogrodów, istotki, które tylko tyle, że żyją i niechcący chcą dobrze, a w zamian są trute i utłukiwane. Ja to mam hopla na tym tle. Zabijam tylko mszyce, ale też wolałabym, żeby się tym tematem zajęły biedronki i ptaki. Wszystkie żaby, pająki, żuki, osy, nie mówiąc o trzmielach, pszczołach i zlotookach, mają u mnie dożywocie. Nawet ślimaki zostawiam w spokoju, chociaż nadjadły mi funkie. Ostatnio mój nie-mąż znalazł rannego zaskrońca (kot przyniósł), więc przemyłam mu ranki woda utlenioną a potem zaniosłam na kompost. Majestatycznie wpełzł, więc mam nadzieję, że przeżyje. Kret też u mnie bywa, niestety czasami w formie zwłok na schodach (znowu - kotom nie mogę wytłumaczyć, że mnie to nie raduje) ale kopce są. A czemu lubisz swojego tak bardzo? Za produkcję oczyszczonej z pędraków ziemi, czy za te niesamowite, silne rączki?

Piszesz, że jak wlezie plamistość to kilka róż zachoruje, pozbywasz się ich czy ratujesz?... I tu właśnie płynnie przejdźmy do profilaktyki...
Moje róże nie wyglądają źle, ale też nie wyglądają super. W tym roku dostawały obornik, który sypałam mówiąc pod nosem "Róże dokarmione same sobie radzą." Miały posłuchać i wiele z nich się zastosowało, ale widzę, że niektóre to chyba przerosło i w przyszłym roku chciałabym jednak wiosną podać im coś naturalnego jako ochronę i pomoc w nabieraniu odporności na cały sezon.
Wiem, że Grażyna - kogra pryska miedzianem i Polyversum WP wiosną. Wiem też, że właścicielki pięknych ogrodów używają Bioseptu (wyciąg z grapefruita) , bardzo zaciekawiły mnie też algi, które stosuje
Alexia i Majka na wzmocnienie. Nawet te starsze, żelazne, zupełnie zdrowe róże (np. Mariatheresia, Chippendale, Larissa) na pewno się nie pogniewają.
Ufff... długi wywód. Ale ważny. Wszelkie uwagi mile widziane
