To będzie długi post.... Sorry.
Dorotko, a ja zaglądam codziennie do Twojego wątku a tam nadal zdjęć brak

Popraw się.
O Lady of Shalott za chwilę. Tak, ilość róż niepokojąco wzrosła. Już nawet nie liczę...
Co do
Myriam, to ja jestem nią zachwycona. Jest u mnie od zeszłego roku i dała się poznać jako twórczyni jednych z najpiękniejszych i najpiękniej pachnących, wielkich kwiatów jakie widziałam. Już dokupiłam i dosadziłam drugą, bo jest cudowna. Rozwinięte kwiaty nie bardzo lubią deszcz, ale ona dozuje atrakcje i nawet jak jeden czy dwa się zniszczą, to kolejne już są w kolejce. Upały znosi dzielnie. Jeżeli ma plamki to gdzieś na samym dole, bo nie kojarzę jej absolutnie z chorobami.
Bengali jeszcze młodziutki, ma śliczny zgaszony, taki spokojny kolor, zdrowiuteńki od czubka do korzenia, chętnie kwitnie, po deszczu zwiesił nieco kwiaty, ale na czubku ma bukiet pąków i będzie kwitł cały czas. Zapowiada się fajnie.
Natomiast
Morden Blush w tym roku obserwowałam dokładniej niż w zeszłym. Zakwita jako jedna z pierwszych i buduje ładny krzew. Kwitnie po całości, dosyć szybko przekwita i potem jest dłuuuga przerwa. Choruje mi na tyle, że mnie wkurza, cała dolna połowa krzewu w plamkach, ale inna sprawa, że ja niczym nie pryskam. Teraz znowu zakwitła calutka, kwiaty są śliczne w tej pierwszej fazie, takie delikatne, blade prawdziwe różyczki. Potem otwiera kwiaty na maksa. Jest ich dużo, więc nie widać jak szybko się osypuje, ale szału nie ma. Jej plusem jest odporność na mrozy, zimuje rewelacyjnie i jak zakwita to jest piękna, ale mam zamiar zabrać ją z rabaty, bo to miejsce dosyć reprezentacyjne i chciałabym tam coś bardziej spektakularnego. Ale pozbyć zupełnie się jej nie pozbędę, po prostu przesadzę w bardziej ustronne miejsce.
Jalitah mi się trafiła super, mam nadzieję, że moja nie zdechnie
Zuzka, ja mam zaplanowaną eksmisję siedmiu lub ośmiu róż na tę chwilę. Wszystkie pójdą do nowego domu, tym bardziej, że na przykład Pomponellę oddam,bo po prostu jej nie lubię...

Po tym sezonie widzę, że róże potrafią wzbudzić mój autentyczny zachwyt, albo przynajmniej ogromną sympatię i tylko takie chcę mieć w ogrodzie. Pompkę nakarmiłam, przycięłam, otuliłam, ale omijam ją wzrokiem jak chodzę na różany rekonesans. A nowy dom bardzo ją pokocha, więc niech idzie kogoś ucieszyć. Oddaję tez takie, których mam więcej niż jedną a nie widzę ku temu powodu, bo jedna cieszy a tyle jest innych, których nie mam a bym chciała

Chyba to dobry kierunek, ogród ma cieszyć, nie stresować. I tak stresuje trochę, ale jak można zmniejszyć ilość negatywnych emocji, to czemu nie?
Co do
Lady of Shalott.
Dorotko, ona nie jest pomarańczowa

Ona jest taka pomarańczowo-różowo-miodowa. I każdy kwiat jest cieniowany, przepiękny, z czasem blednie i wpada w jasny, pastelowy róż.
Zuzka, ona (przynajmniej ta moja) zwiesza kwiaty tylko po solidnym deszczu i też nie wszystkie. Niektóre sterczą do góry cały czas jakby nigdy nic. Ona na tym Twoim cudnym trawniku wyglądałaby zjawiskowo, bo zgrabna jest niesłychanie. Tak a' propos, czytałam, że Ty sama kosisz? Jak Ty to robisz, że tak równo? U nas główną część ogrodu też koszę ja i nawet nieźle mi idzie, ale mój nie-mąż mówi, że koszę jak Pacman, czyli ta kulka

co to lata bez ładu i składu po planszy starej gry...
Żeby nie było, poszłam do ogrodu i zrobiłam Lady kilka zdjęć, żeby Wam pokazać dlaczego tak pieję na jej temat. Niestety robienie zdjęć o zmierzchu to mój debiut i dopiero przy trzecim użyłam lampy i trzeba było tak od początku, o czym się przekonałam już jak zgrałam zdjęcia, tak więc sorry za ich jakość. Teraz już będę wiedziała
Cały krzew tutaj trochę widać. Ona jest związana sznurkiem, ale wbrew pozorom dość luźno. A musi być związana i przywiązana do patyków, bo ciągle straszą burzami z silnym wiatrem i wściekłabym się, gdyby się połamała.
Kwiat wieczorny, Kolor widać, choć nieostro. W tym pomarańczki - zero

:
A już na szczęście z lampą zrobiłam zdjęcia pędów jakie wypuszcza. Środkowy widać od razu, drugi jest po prawej stronie a po lewej mniejsze, ale też są. Nie wiem jak Wy, ale ja uwielbiam jak róże to robią niemal w oczach:
Dorotka ma rację, powinnam poczekać na następne sezony, ale początek ma świetny. Druga, wydawało się słaba sadzonka, ruszyła bardzo dzielnie, pędy ma drobniejsze, ale już się zrobiła zgrabnym krzaczkiem i ma sporo małych pąków. Żywotna laska.