Aniu, tak jest - zbieramy i siejemy!...tak nawiasem mówiąc...moje cynie były: większe po 1,50 zł, mniejsze po 1,00 zł...Ale ta satysfakcja z własnych - będzie bezcenna
Gosia123A pisze:Ewuniu na pw.chyba pomyliłam imiona-przepraszam.
jeśli tak...to chyba nawet nie zauważyłam, albo zapomniałam...no cóż...SKS
Marzenka - oczywiście nasionka odłożę, nie ma sprawy

A przy okazji - może Ty wiesz, czy one powtarzają kolory, czy nie? Bo nie wiem, czy mam dzielić na kilka rodzajów - mam chyba z 7 kolorów - czy nie...
Aszka - tak, niespodziewane okazje to jest to
Dzisiaj bardzo zmienna aura - "czasem słońce, czasem deszcz"

Chyba za chwilę będzie kolejny...Z poprzedniego się nawet ucieszyłam, krótki i rzęsisty, podlał wszystko, ale teraz...nie wiem, czym skończą się te chmury...
Ogrodu dziś praktycznie nie widziałam...oprócz tego, ze wyskoczyłam na krótko zrobić parę zdjęć...dopadła mnie praca zarobkowa
Deadline jutro, więc rozumiecie...Ale praktycznie już zrobione, jeszcze tylko kosmetyka
Za to teraz będzie o kotach
Własnych niestety nie mamy ze względu na: a) częste wyjazdy, b) życie "na dwa domy" (chociaż kiedyś, kiedyś były...ale to zupełnie inna historia). Ale wciąż bliskie są mojemu sercu i chyba to wiedzą, bo przychodzą tu z całej wsi...
No wiedzą, wiedzą, jak miałyby nie wiedzieć, skoro zawsze mają michę

Moja córka (też kociara i właścicielka czarnego futrzaka) mówi, że otworzyliśmy koci MOPS.
Główną "stołowniczką" jest pręgowana Kicia sąsiadki, całkiem już oswojona.
Kicia regularnie raz do roku ma kociaki i przyprowadza je do nas, prezentując z dumą. Domniemanym ojcem jest piękny, duży kot, który czasami też nas odwiedza. W okresie zalotów przychodzili oboje i raz udało mi się zobaczyć (i sfotografować) przedziwną sytuacje - otóż oboje leżeli sobie w sadzie naprzeciw siebie, wpatrując się sobie głęboko w oczy (no...może trochę przesadziłam, ale nie bądźmy drobiazgowi) i trwało to chyba z pół godziny...
A "nasza" Kicia teraz zaczyna wodzić ze sobą trójkę potomstwa z tego związku

no i dzisiaj rano zobaczyłam przez okno niesamowitą scenę - jakaś masa kotów zaczęła nagle włazić na dużą czarną sosnę, rosnącą naprzeciw domu.Po chwili obserwacji zorientowałam się, że kotka uczy maluchy skakać z drzewa - najpierw weszła sama i zeskoczyła na stos płyt chodnikowych obok drzewa, a potem powtórzyły to po kolei maluchy

I - wierzcie lub nie - wszystkiemu przyglądał się leniwie dumny ojciec
Natychmiast pobiegłam po aparat, ale zdążyłam zrobic tylko dwa zdjęcia i w dodatku niestety zoom mam słaby, ale...coś tam widać
Na pierwszym zdjęciu dwa kociaki w locie - już skaczą z drzewa, a trzeci, ten najmniejszy, na dole, dopiero się waha, czy wejść...
Na drugim zdjęciu biedaczyna siedzi przyklejony do gałęzi z obłędem w oczach

i nie wie, co dalej...ale uspokajam Was natychmiast: skoczył, skoczył!

...tylko tego momentu nie zdążyłam już sfotografować
No dobra, a żeby mnie szanowna moderacja nie przeniosła do jakiegoś wątku o kotach, to tadammm!! - będą teraz róże.
Rozkwitła ponownie moja ukochana Grafini Astrid
...i Candlelight.
A oto w całej okazałości Carcassonne Castle, która tak Wam się podobała - kwiatki ma wprawdzie niezbyt wielkie, ale jakże wdzięczne.
My Girl już czeka cała w pąkach
Chipek...coś mu żółkną liście

ale kolor na początku kwitnienia - uwielbiam.
Parole...no cóż, to już nie jest ten wielki kwiat, co na początku...ale i tak urokliwy.
I na koniec ze dwa widoczki rabatkowe.
