Dziś jadłam rano grzankę z serem i żywiecką - mąż zrobił i głupio mi było odmówić. Do tego kawa z mlekiem i grejpfrut. Potem spacer półgodzinny z psem. W pracy tylko kawa z mlekiem. Potem znów spacer półgodzinny. Teraz banan i za chwilę chuda chińszczyzna, niestety, z odrobiną ryżu (1/3 saszetki) oraz rukola. Więc tak trochę kiepsko z moimi założeniami "zero węglowodanów", ale po pracowitym weekendzie jakoś nie jestem przygotowana. Gdyby nie Młody, to by mi się nie chciało robić obiado-kolacji. Jednak nic straconego. Jutro też jest dzień, i pojutrze, i po pojutrze. Może jutro też trochę zmniejszę sobie porcje i się wyrówna

Cieszę się, że opisujesz swoje poczynania. Razem łatwiej

Wczasy odchudzające... hmmm... no rozważałam przez chwilę, ale doszłam do wniosku, że to byłby szczyt lenistwa z mojej strony. Lepiej się wziąć do roboty i popracować nad sobą.
